wtorek, 25 czerwca 2013

Rozdział 10/11

,,Szczęście, aż chce się skakać-
najlepiej z mostu lub pod pociąg"
 
 
,,-Myślę, że Lucy nie jest na razie gotowa na chłopaka szczególnie przez swoją przeszłość. Niestety już muszę iść.-dodałam.
-Ok, to cześć.
-Cześć!-krzyknęłam i pobiegłam w stronę oddalającej się blondynki."
Po chwili szybkiego biegu stałam już obok zielonookiej głośno dysząc.
-Nienawidzę takich zadufanych, pewnych siebie chłopczyków!-krzyknęła głośno Lucy.
-Po pierwsze jaką ty masz kondycję! Po drugie czemu jesteś tak złowrogo nastawiona do Harry'ego?-spytałam. Dziewczyna zamyśliła się chwilę.
-Po prostu wkurza mnie jak nikt inny. Wszędzie na niego do cholery wpadam! Jakieś pieprzone przeznaczenie, czy co?-spytała podnosząc ręce ku górze.
-A może jesteście dla siebie pisani?-zaśmiałam się cicho pod nosem. Gdyby wzrok zielonookiej zabijał, już dawno lekarze stwierdziliby mój zgon.
-Mam propozycję nie do odrzucenia! Może po prostu zapomnijmy o nim?-postanowiłam jak na razie zakończyć temat chłopaka. Właśnie w tej chwili doszłyśmy do domu Lucy. Otworzyłyśmy małą, czarną, żelazną furtkę, przeszłyśmy przez ogród i zatrzymałyśmy się przy drzwiach. Blondynka sięgnęła do swojej siwej torby i po chwili wyjęła pęk kluczy. Przekręciła zamek odpowiednim i otworzyła solidne drzwi. Weszłam do środka, zdjęłam swoje czarne trampki, a płaszcz położyłam na małej szafce.
-Chcesz coś do picia?!-krzyknęła z kuchni blondynka.
-Może być herbata!-odkrzyknęłam po czym usłyszałam krótkie ,,Ok". Po chwili Lucy szła z kuchni trzymając w dłoniach dwa białe kubki z parującą cieszą. Podała mi jeden i usiadła obok mnie na sofie.
-Ile czasu teraz nie będzie Vanessy i Ericka w domu?-spytała zielonooka.
-Napisali, że miesiąc, ale znając ich na pewno dłużej.-odpowiedziałam szybko.
-Mam do ciebie jedno pytanie.
-No mów.-ponagliłam ją.
-Skoro teraz będziesz i tak sama u siebie w domu, to może chciałabyś się do mnie wprowadzić. Mam jeszcze jeden, wolny pokój.-skończyła blondynka szeroko się uśmiechając.
-Ale ja nie chcę sprawiać kłopotu.
-To żaden kłopot dla mnie. I tak cały czas przesiaduję sama w domu.-dodała Lucy.
-Dziękuję!-krzyknęłam i przytuliłam mocno dziewczynę. Zgodziłam się bo może chciałam zapomnieć o wszystkich problemach? Sama nie wiem...
-A kiedy mogłabym się wprowadzić?-spytałam.
-Jak najszybciej. Najlepiej dzisiaj.-dodała zielonooka.
-Mi tam pasuje!
-To leć się pakować. Ja za chwile przyjadę i ci pomogę!-krzyknęła.
-Ok.-udałam się w stronę holu. Założyłam na swoje nogi trampki, a płaszcz szybko zarzuciłam.
-Cześć!-krzyknęłam i zamknęłam solidne drzwi. Wyszłam na dwór i od razu poczułam dosyć ciepły, wiosenny wiatr na mej twarzy. Niebo było prawie bezchmurne, co raczej rzadko się tutaj zdarzało. Przemierzałam ulice zatłoczonego Londynu o tej godzinie z uśmiechem na twarzy, który ostatnio  pojawiał się coraz rzadziej. Po paru minutach spaceru byłam już na miejscu. Otworzyłam małą, siwą furtkę, przeszłam przez zadbany ogród i podeszłam do drzwi. Włożyłam rękę do mojej czarnej torby i po chwili wyjęłam klucz. Otworzyłam drzwi i szybko weszłam do środka. Ściągnęłam z nóg czarne trampki, a płaszcz wrzuciłam do szafy. Od razu wbiegłam na górę po brązowych, drewnianych schodach. Otworzyłam siwe, mahoniowe drzwi i weszłam do pokoju. Podążyłam w stronę mojego wygodnego łóżka i schyliłam się. Wyciągnęłam spod niego trzy, duże czarne walizki. Następnie podążyłam w stronę drewnianej szafy. Otworzyłam ją i zaczęłam wrzucać wszystkie ubrania nie zawracając sobie głowy składaniem. Następnie udałam się w stronę mojej marmurowej łazienki. Wyciągnęłam wszystkie kosmetyki oraz inne, potrzebne rzeczy i także je spakowałam. Podeszłam do brązowego biurka, otworzyłam szufladę i wyjęłam kartę kredytową, którą spakowałam do mojej czarnej torby. Spojrzałam na walizki i otworzyłam buzie ze zdziwienia. Wszystkie rzeczy prawie się wysypywały i jak miałam je zapiąć? Właśnie w tej chwili usłyszałam głośny dźwięk dzwonka do drzwi rozbiegającego się po całym domu. Szybko zbiegłam po schodach i otworzyłam drzwi. Stała tam jak się spodziewałam Lucy.
-Hej i jak pakowanie?-spytała wchodząc do środka.
-Dobrze, tylko jest mały problem. Zresztą chodź na górę zobaczyć.-powiedziałam i szybko podążyłyśmy w stronę mojego pokoju. Otworzyłam szybko siwe drzwi i weszłyśmy do środka.
-Ok, nie jest tak strasznie.-powiedziała Lucy śmiejąc się w międzyczasie patrząc na walizki.
-Dobrze, jakiś pomysł?-spytałam podnosząc brwi ku górze.
-Tak, ja siadam ty zapinasz!-krzyknęła i pobiegła w stronę walizek. Po kilku trudach w końcu się udało. Następnie wzięłyśmy walizki i powoli zeszłyśmy schodami na dół.
-Poczekaj tylko muszę coś jeszcze zrobić.-powiedziałam na co Lucy kiwnęła głową. Podeszłam do małego stolika w salonie, i usiadłam na brązowej sofie. Złapałam za czarny długopis oraz małą, żółtą, przylepną kartkę.
,,Zawsze wy mi pisaliście, że wyjeżdżacie, teraz ja tak zrobię. Rolę się odwróciły. Przeprowadzam się do mojej przyjaciółki, zresztą i tak nie będzie to was za dużo obchodzić. Chciałam się z Wami pogodzić, jednak zmarnowaliście tą szansę.''
Pozdrowienia
Julie
Skończyłam pisać i podeszłam do dużej, siwej lodówki w kuchni. Przykleiłam karteczkę i wróciłam do blondynki. Szybko założyłam  czarne trampki oraz zarzuciłam na siebie swój czarny płaszcz.
-A czym my pojedziemy?-spytałam szybko. Lucy roześmiała się głośno.
-Przyjechałam samochodem, chodź.-ponagliła mnie. Odpowiedziałam tylko krótkim ,,Acha" i wyszłyśmy z domu. Zamknęłam drzwi na klucz, który wrzuciłam do mojej czarnej torebki. Przeszłyśmy przez ogród, ciągnąc za sobą walizki. Gdy byłyśmy już przy samochodzie spojrzałam na mój biały dom. Po chwili zamyślenia wsiadłam do czarnego wozu. Lucy odpaliła szybko  pojazd  i podążyłyśmy w stronę jej mieszkania. Po paru minutach jazdy byłyśmy już na miejscu. Wyszłyśmy z samochodu i podążyłyśmy w stronę bagażnika. Wyjęłyśmy wszystkie walizki i udałyśmy się w stronę małej furtki. Otworzyłyśmy ją, przeszłyśmy przez zadbany ogród i zatrzymałyśmy się przy solidnych drzwiach. Blondynka wyjęła z torby klucz i przekręciła zamek. Szybko weszłyśmy do środka, zdjęłyśmy buty, a płaszcze wrzuciłyśmy do szafy.
-Chodź, pokażę ci twój pokój.-powiedziała Lucy. Weszłyśmy na górę po drewnianych schodach i zatrzymałyśmy się przy białych, mahoniowych drzwiach. Blondynka pociągnęła klamkę i otworzyła drzwi. Ujrzałam duży, piękny, pokój. Ściany pomalowane były na kremowy kolor. Naprzeciw okna stała duża, drewniana szafa z szybą, a obok niej  mała, ciemnobrązowa komoda. Na wprost drzwi znajdowało się duże łóżko, a obok mała, szafka. Na ścianach wisiały liczne obrazy jak się nie mylę autorstwa blondynki.
-I jak podoba się?-spytała.
-Jest świetny!-krzyknęła i weszłam dalej do środka ciągnąc walizki.
-To ty się tutaj rozejrzyj, a ja idę coś zrobić do jedzenia.-poinformowała mnie. Podeszłam do obrazów i przyglądałam się im z zaciekawieniem. Były inne niż te w salonie. Tamte emanowały dużym smutkiem, a te wręcz przeciwnie. Usiadłam na wygodnym łóżku i spojrzałam na trzy duże walizki. Nienawidziłam się rozpakowywać, dlatego postanowiłam zrobić to później.
-Chodź na dół!-usłyszałam krzyk blondynki. Wstałam z łóżka i zeszłam po drewnianych schodach. Poczułam piękny zapach naleśników. Szybkim krokiem weszłam do środka.
-Proszę.-powiedziała Lucy podając talerz. Usiadła obok mnie i zaczęłyśmy jeść.
-Jakie pyszne. Zazdroszczę ci tego, talentu kulinarnego!-krzyknęłam.
-Lubię tylko gotować.-odpowiedziała śmiejąc się. Po zjedzonym posiłku brudne talerze włożyłyśmy do zmywarki. Następnie podążyłyśmy w stronę salonu.
-A co byś powiedziała na jakąś małą imprezę tutaj?-spytała.
-Czemu nie.-zaśmiałam się szybko.
-Zaprosimy swoich znajomych. Może jutro?
-Mi pasuje.-odpowiedziałam szybko.
-Jutro pójdziemy do sklepu.-dodała blondynka. Spojrzałam na duży, brązowy zegar wiszący w salonie. Wskazywał on godzinę 22.
-Ja już idę na górę. Dobranoc!-krzyknęłam wchodząc po drewnianych schodach. Otworzyłam białe, mahoniowe drzwi i weszłam do środka. Usłyszałam dobrze mi znany dźwięk  dzwonka telefonu. Wyjęłam go szybko z mojej prawej kieszeni czarnych spodni i odczytałam napis ,,Niall". Odebrałam połączenie.
-Halo.-powiedziałam.
-Hej nie dzwonie za późno?-spytał.
-Nie.-zaśmiałam się cicho.
-Ej z kim ty tam do cholery gadasz?-usłyszałam inny głos.
-Sorry, ale to Harry tak drze ryj. Nie może cały czas przeżyć tego, że Lucy go spławiła.
-Biedny... Niestety z nią nie tak łatwo mu pójdzie. A ty mieszkasz z nim?-spytałam.
-Tak, mieszkam jeszcze z 4.-odpowiedział szybko.
-Ok.-odparłam.
-A ty nie byłaś u swoich kuzynów? Wcześniej mi mówiłaś, że tam jedziesz?-cholera, wpakowałam się trochę.
-Po prostu... szybciej wróciłam.
-Ok. Harry się pyta czy podyktujesz mu numer Lucy?-zaśmiałam się cicho pod nosem.
-Nie mogę.-odpowiedziałam krótko.-Kurwa mać!-usłyszałam znowu głos kudłatego.
-A czy mógłby znowu spotkać się z nią?
-Wiesz, jutro organizujemy imprezę ok. 18. Zapraszam, możecie wziąć ze sobą kolegów.- usłyszałam zachwyt Harry'ego w słuchawce.
-Masz co chciałeś i teraz spieprzaj!-krzyknął Niall. Głośno się zaśmiałam.
-Teraz będzie o tym gadał całą noc... Jesteś pewna, że zapraszasz całą 5? Na twoim miejscu bym się zastanowił.-dodał.
-A czemu?
-Oni są czasami hmm... nieobliczalni.-zaśmiał się głośno.
-Jakoś damy radę. To zapraszamy, adres ci wyślę za chwilę sms-em.-dodałam.
-Ok, ja już kończę cześć.
-Pa.-rozłączyłam się. Szybko weszłam w wiadomości i napisałam adres mieszkania blondynki. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Widniała godzina 22:45. Podeszłam do jednej z walizek i szybko ją rozpięłam. Po krótkim szukaniu wyjęłam czarną, długą koszulkę, spodenki, bieliznę, oraz inne potrzebne rzeczy. Następnie podążyłam w stronę łazienki. Otworzyłam białe, drewniane drzwi i weszłam do środka. Rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Odkręciłam ciepły strumień wody i rozkoszowałam się chwilą gdy krople spływały po moim ciele. Po paru minutach wyszłam i owinęłam swe ciało kremowym ręcznikiem, a włosy siwym. Osuszyłam się dokładnie i  założyłam wcześniej wybrane ubrania. Podeszłam do lustra i zdjęłam z głowy ręcznik. Wyczesałam moje długie, brązowe włosy i pozwoliłam im swobodnie opadać na me ramiona. Sięgnęłam po zieloną szczoteczkę, nałożyłam trochę pasty i dokładnie wyszczotkowałam moje zęby. Wyszłam z łazienki i wróciłam do pokoju. Położyłam się na wygodnym łóżku, przykryłam fioletową kołdrą i odpłynęłam do krainy Morfeusza.
 
~*~
 
 
Obudziły mnie poranne promienie słońca wpadające przez niezasłonięte okno. Otworzyłam powoli oczy i głośno ziewnęłam. Spojrzałam na mały budzik stojący obok łóżka. Wskazywał on godzinę 10. Powoli wstałam i zeszłam na dół po drewnianych schodach. W kuchni ujrzałam blondynkę stojąca przy kuchni.
-Hej.-przywitałam się.
-Hej. Siadaj za chwilę śniadanie.-uśmiechnęła się. Po chwili podała tosty oraz gorącą, malinową herbatę. Zjadłyśmy posiłek i włożyłyśmy brudne naczynia do zmywarki.
-Idziemy do sklepu?-spytałam.
-Tak, tylko musimy się przebrać.-powiedziała blondynka spoglądając na nas. Szybko pobiegłyśmy w stronę swoich pokoi. Otworzyłam mahoniowe drzwi i podeszłam do walizki. Po krótkim namyśle wybrałam siwy sweter, czarne rurki oraz białe Converse. Następnie podążyłam w stronę marmurowej łazienki. Założyłam wcześniej wybrany strój i podeszłam do umywalki. Odkręciłam zimny strumień wody i przemyłam twarz, następnie osuszając ją puchatym ręcznikiem. Nałożyłam na moją zieloną szczoteczkę trochę pasty i dokładnie wyszczotkowałam zęby. Wyczesałam długie, brązowe włosy i związałam je w niestarannego koka. Sięgnęłam po kosmetyczkę, na swoją twarz dałam trochę podkładu, a rzęsy wytuszowałam. Wyszłam z łazienki i zeszłam szybko na dół. Czekała już tam wyszykowana Lucy. Sięgnęłam jeszcze po moją czarną torebkę, założyłam płaszcz i wyszłyśmy na dwór. Postanowiłyśmy skorzystać z pięknej pogody i udałyśmy się pieszo w stronę sklepu.
-Kim chcesz zostać w przyszłości?-spytałam blondynki.
-Od niedawna interesuję się chirurgią a ty?
-Ja jeszcze nie wiem dokładnie.-odpowiedziałam śmiejąc się. Po chwili doszłyśmy do dużego sklepu z napisem ,,TESCO". Wzięłyśmy jeden z wózków i weszłyśmy do środka. Jak zawsze panował tam spory tłok. Podążyłyśmy w stronę działu z alkoholem. Wybrałyśmy wszystko co było według nas potrzebne. Następnie udałyśmy się po różne przekąski. Oczywiście ja pakowałam wszystko co popadnie. Gdy miałyśmy już wszystko w wózku poszłyśmy w stronę kasy. Czekała na nas bardzo długa kolejka. Po kilkunastu minutach zapłaciłyśmy za wszystkie produkty i wyszłyśmy z sklepu. W drodze do domu cały czas głośno się śmiałyśmy. Po paru minutach spaceru byłyśmy już przed solidnymi drzwiami. Blondynka szukałam chwile klucza i weszłyśmy do środka. Zdjęłyśmy szybko buty oraz płaszcze. Spojrzałam szybko na zegar, który wskazywał godzinę 16.
-Ok, to ty idź się przebrać a ja wszystko w tym czasie przygotuję.-powiedziała blondynka na co kiwnęłam głową. Pobiegłam szybko na górę po drewnianych schodach. Weszłam do środka i podeszłam do walizek. Po krótkim namyśle wybrałam kremową koszulkę z nadrukiem, czarne rurki, kurtkę z ćwiekami w tym samym kolorze oraz ciemne, wysokie szpilki. Następnie podążyłam w stronę łazienki. Ubrałam wcześniej wybrany zestaw. Podeszłam do lustra i wyjęłam moją kosmetyczkę. Na twarz nałożyłam trochę podkładu, rzęsy wytuszowałam, na powiekach zrobiłam kreski eye-linerem, a usta przeciągnęłam czerwoną szminką. Włosy wyczesałam i pozwoliłam im swobodnie opadać na moje ramiona. Wyszłam z łazienki i zeszłam powoli na dół. Wszystko było już przygotowane, a jak się domyślałam Lucy była na górze. Po chwili usłyszałam stukot szpilek. Blondynka ubrana była w czarną sukienkę, czerwone szpilki a na nadgarstkach miała liczne bransoletki.


-Wow-powiedziałyśmy równo  na swój widok przez co głośno się zaśmiałyśmy. Po całym domu rozbiegł się dźwięk dzwonka do drzwi. Szybko podeszłam i przywitałam gości, których zaprosiła Lucy. Włączyłyśmy głośną muzykę z dużych głośników w salonie. Z każdą chwilą przybywało coraz więcej gości. Ledwo usłyszałyśmy dzwonek przez głośną muzykę. Obie podążyłyśmy, aby przywitać gości. Otworzyłam drzwi i ujrzałyśmy piątkę chłopaków z Harrym na czele.
-Co ty kurwa tutaj robisz?!-spytała rozłoszczona Lucy, spoglądając na kudłatego.
 
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Nie wierzę, że napisałam taki długi rozdział, dlatego podzieliłam go. Nudny mi wyszedł jak nigdy.
Nie wiem czy ktoś w ogóle go przeczyta xD. Wiem, że rozdział powinien się pojawić już tydzień temu za co przepraszam. Zapraszam także na mój nowy blog http://my-life-is-a-big-pain.blogspot.com/ powinien się pojawić rozdział w najbliższym czasie. Więc to na tyle Komentujcie.
 

 
 
 
 
 
 
 
 
 

 
 



czwartek, 13 czerwca 2013

Mała informacja

Zapraszam serdecznie na prolog, który pojawił się na moim nowym blogu http://my-life-is-a-big-pain.blogspot.com/. Jeszcze raz zapraszam! A co do tego bloga, to pamiętajcie że była zasada 10komentarzy=następny rozdział.  Dlatego zapraszam jeszcze do komentowania rozdziału 9.To chyba na tyle. Paaa;*

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Rozdział 9


,,Pamiętaj, że 60 sekund smutku zabiera ci minutę szczęścia.”



Gdy blondynka miała już wszystkie potrzebne produkty podążyłyśmy w stronę kasy. Stałyśmy w bardzo długiej kolejce i gdy Lucy zapłaciła  za produkty wyszłyśmy z sklepu, następnie podążyłyśmy w stronę jej domu spacerując oraz cały czas się śmiejąc z wcześniejszej sytuacji. W dobrych humorach doszłyśmy do małej furtki. Otworzyłyśmy ją i po przejściu przez piękny ogród zatrzymałyśmy się u progu drzwi. Lucy włożyła rękę do swojej brązowej torby i po chwili wyjęła pęk kluczy. Przekręciła zamek i szybko otworzyła duże, brązowe drzwi, które wydały głośny zgrzyt. Weszłyśmyy do holu i zdjęłyśmy swoje plaszcze oraz buty. Z siadkami pełnymi zakupów podążyłyśmy w stronę kuchni.
-Spodobałaś się i to bardzo temu kędzierzowatemu.- powiedziałam unosząc brwi ku górze. Lucy spojrzała na mnie przenikliwym wzrokiem.
-Zwykły palant.-ujęła.
-Dlaczego, przecież go nawet dobrze nie znasz.-gdyby wzrok blondynki mógł zabijac na pewno jechałabym już do kostnicy. Nie wiem czemu tak zachwalałam Harry’ego. Może po prostu chciałam mu pomóc?
-Nie znam i nie chcę poznać.-dodała szybko. Cóż… chyba temat  zamknięty jest już ostatecznie.
-No jak chcesz.-odparłam. Blondynka skończyła rozpakowywanie sprawunków i usiadła obok mnie.
-Wiesz… ja nie chcę się wtrącać, ale może pogadałabyś ze swoimi rodzicami?-spytała niepewnie zielonooka. Zamyśliłam się chwilę.
-Tak szczerze, to  nie mam już o czym z nimi rozmawiać.-dodałam szybko.
-Ale powinniście sobie wszystko wytłumaczyć. Usiąść spokojnie i porozmawiać.-nie odpuszczała Lucy.
-No ok. To ja się już zbieram.-dodałam szybko wstając z drewnianego krzesła.
-Zadzwonię do ciebie później i spytam jak poszło. Trzymam kciuki.-odparła gdy skończyłam już zakładać moje miętowe Converse.
-To cześć. Dziękuję ci za wszystko.-uśmiechnęłam się szeroko.
-Nie ma za co. W razie czego dzwoń..-dodała i powoli wyszłam na dwór. Nad Londynem cały czas panowała przyjemna temperatura, a wiatr co chwila przyjemnie muskał moją twarz. Trochę boje się tej rozmowy. Mam nadzieję, że nie będziemy od razu skakać sobie do gardeł. Musiałam już przerwać swoje rozmyślenia, ponieważ byłam już na miejscu. Wolnym krokiem udałam się do solidnych, mahoniowych drzwi. Złapałam za klamkę i biorąc duży oddech niepewnie weszłam do środka. Rozejrzałam się dookoła i czekałam na choćby najmniejszy odgłos kroków. Szybko zdjęłam z siebie swój czarny płaszcz i ściągnęłam buty. Weszłam powoli do kuchni i ujrzałam kompletną pustkę. Mogłam się tego spodziewać, że Oni będą w pracy. Miałam ochotę wszystko sobie z nimi wyjaśnić, jednak teraz już temat skończony. Spojrzałam na siwą, dużą lodówkę stojącą w rogu. Już z daleka ujrzałam małą, żółtą karteczkę. Podeszłam do  niej i zobaczyłam dobrze znany mi charakter pisma Vanessy.

,,Jeśli to teraz czytasz, stokrotnie cię przepraszamy za wszystkie nasze błędy. Jesteśmy z tym świadomi, że to tylko  i wyłącznie nasza wina. Mogliśmy cię nie okłamywać przez tyle lat.  Przepraszamy, że nie ma nas tutaj razem z tobą, jednak mieliśmy pilną delegacje w pracy. Wrócimy mniej więcej za miesiąc i wtedy sobie wszystko, spokojnie wytłumaczymy.”

Całujemy
Vanessa i Erick

Szybkim ruchem zerwałam kartę z lodówki i ja podarłam. Podeszłam do kosza stojącego w drugim rogu kuchni i wyrzuciłam wszystkie kawałki.  Nie wierzę już w te wszystkie obietnice o powrocie i spokojnym porozmawianiu. Poczułam wibrację w mojej prawej kieszeni spodni. Byłam pewna, że to Lucy i nie patrząc na napis odebrałam połączenie.
-Halo.-usłyszałam zachrypnięty głos, który na pewno nie należał do blondynki.
-Halo, a kto dzwoni?-spytałam.
-Julie to ja Harry nie pamiętasz mnie?
-Ah… To ty Harry co chcesz?-spytałam szybko.
-No bo wiesz chciałbym cię prosić o ten numer Lucy.-odpowiedział cicho. Zaśmiałam się pod nosem. Czy on już nie da sobie spokoju.
-Ale ja ci nie mogę go dać.-usłyszałam głośnie westchnienie chłopaka.
-A jak ładnie poproszę?-spytał z nadzieją.
-Nie ma mowy. Musisz sam się jej o to spytać.-odpowiedziałam.
-Ale ona i tak pewnie nie chce mnie widzieć.-odparł. Jezu dlaczego ja mam takie skaranie z nim?
-Wiesz, ona nie jest typem dziewczyny, która od razu się zakochuje.
-Aaa… Nie mogłabyś jakoś nas tak przez przypadek umówić?-spytał z nadzieją.
-Nie dasz mi już spokoju?-usłyszałam w słuchawce śmiech chłopaka.
-Nie odpuszczę.-dodał szybko. Zamyśliłam się chwilę.
-Ale ja nie bawię się w swatkę.-poinformowałam go.
-A taki jedyny raz?-on już sobie chyba naprawdę nie odpuści.
-Ok, więc mogę wyjść jutro z Lucy do parku i tam się niby przez przypadek spotkacie.
-O Jezu jesteś świetna! Wielkie dzięki!.-powiedział uradowany chłopak.
-Ej ale zaraz! Nikomu ani słowa. Będziemy tam około 14.-dodałam
-Ok mi pasuje. To do zobaczenia.- odparł i szybko się rozłączył. Z kim ja żyję na tym świecie?! Szybko wybrałam numer do Lucy.
-Hej i jak rozmowa?-spytała szybko.
-Nijak, nawet ich w domu nie ma.-odpowiedziałam szybko. Dziewczyna głośno westchnęła.
-Nie martw się, głowa do góry! Jeszcze porozmawiacie nie raz.-dodała
-Tak na pewno… Ja dzwonię w innej sprawie.
-No dawaj.
-Poszłabyś jutro ze mną do parku gdzieś tak o 14?-spytałam szybko.
-Wiesz czemu nie. Wezmę swoją deskę dawno już nie jeździłam.-dodała zadowolona.
-Ok, więc jesteśmy umówione.  Parę minut przed 14 będę przy twoim domu.-poinformowałam Lucy.
-Super więc do zobaczenia!-dodała i skończyła połączenie. Schowałam telefon do mojej prawej kieszeni od spodni i głośno westchnęłam. Mam nadzieję, że jakoś jutro spokojnie ze sobą porozmawiają. Spojrzałam na duży, brązowy zegar w salonie. Wskazywał on godzinę 22. Poczułam się już zmęczona i udałam się  po drewnianych schodach na górę. Otworzyłam moje drzwi od pokoju i podeszłam do dużej, drewnianej szafy. Wybrałam luźną, siwą koszulkę, spodenki i bieliznę. Następnie udałam się w stronę mojej marmurowej łazienki. Podeszłam do wanny i odkręciłam ciepły strumień wody. Dolałam do niej trochę płynu i zdjęłam z siebie ubrania.  Zanurzyłam się  w ciepłej, pachnącej cieczy i rozkoszowałam się chwilą. Po paru minutach wyszłam i owinęłam moje ciało kremowym ręcznikiem, a włosy czerwonym. Następnie nałożyłam na siebie wcześniej wybrane ubrania. Zdjęłam z głowy ręcznik i podeszłam do dużego lustra nad umywalką. Sięgnęłam po moją zieloną szczoteczkę, nałożyłam trochę pasty i dokładnie wyszczotkowałam zęby. Wzięłam  czarny grzebień i dokładnie wyczesałam moje długie, brązowe włosy po czym pozwoliłam im swobodnie opadać na me ramiona.  Wyszłam z łazienki i udałam się w stronę mojego pokoju. Położyłam się na wygodnym łóżku, przykryłam ciepłą, czerwoną kołdrą i udałam się na spotkanie z moim przyjacielem-Morfeuszem.


~*~

Obudziły mnie bezlitosne promienie słońca wpadające wprost do mojego pokoju przez niezasłonięte żaluzje. Otworzyłam powoli oczy i spojrzałam na zegar-godzina 10.  Postanowiłam jak najszybciej wstać i po chwili byłam już na równych nogach. Poczułam straszny głód, dlatego najpierw zeszłam na dół do kuchni. Podeszłam do dużej, siwej lodówki i szybko ją otworzyłam. Po chwili namysłu wyjęłam mleko, a z szafki obok kukurydziane płatki. Sięgnęłam po małą, białą miseczkę i  już po chwili zajadałam się swoim  śniadaniem. Po skończonym posiłku brudne naczynie odstawiłam do zmywarki i udałam się na górę. Weszłam do mojego pokoju i udałam się w stronę mojej drewnianej szafy. Otworzyłam ją i po chwili namysłu wybrałam zwykłe, ciemne rurki oraz szarą bluzę z kapturem. Następnie podążyłam w stronę mojej marmurowej łazienki. Podeszłam do umywalki i przemyłam  twarz zimną wodą, a następnie otarłam ją puchatym ręcznikiem. Zdjęłam ubrania, które miałam na sobie, a nałożyłam wcześniej wybrane. Sięgnęłam po moją zieloną szczoteczkę, nałożyłam trochę pasty i dokładnie wyszczotkowałam zęby. Postanowiłam dzisiaj się zbytnio nie malować, dlatego nałożyłam na  twarz trochę podkładu, a rzęsy wytuszowałam. Sięgnęłam po brązową szczotkę, wyczesałam dokładnie moja długie, brązowe włosy i związałam w niedbałego koka. Wyszłam z łazienki i udałam się w stronę mojego pokoju. Złapałam za dużą, czarną torbę i spakowałam do niej  już  od dawna nieużywane rolki. Sięgnęłam po mój czarny telefon i sprawdziłam godzinę-13. Zeszłam szybko na dół i założyłam  czarne trampki.  Otworzyłam solidne, mahoniowe drzwi ,wyszłam na dwór, po czym przekręciłam klucz. Schowałam go szybko do torby i udałam się w stronę domu Lucy. Londyn o tej godzinie stawał się coraz bardziej hałaśliwy i piękniejszy. Można było w oddali usłyszeć głośne piski dzieci bawiących się przy domach, oraz klaksony spieszących się ludzi.  Po paru minutach wolnego spaceru byłam już na miejscu. Wyjęłam z prawej kieszeni moich spodni telefon i napisałam do dziewczyny.
,,Już czekam;)”
Po chwili otrzymałam  krótką odpowiedź.
,,Idę ;P”
Po paru sekundach ujrzałam uśmiechniętą blondynkę wychodzącą z domu. Była ubrana w ciemne rurki, obszerną bluzę z kapturem a na nogach miała białe adidasy. W prawej ręce trzymała czarną deskę. Włosy związała w niestarannego koka.
-Hej!.-krzyknęła.
-Hej, chodźmy.-odpowiedziałam i podążyłyśmy w stronę parku. Już po paru minutach byłyśmy na miejscu i usiadłyśmy na małej ławeczce. Ja szybko zmieniłam swoje czarne trampki na rolki. Wstałyśmy i zaczęłyśmy jeździć, a ja wszędzie wypatrywałam Harry’ego. Gdzie on  jest do cholery ? Lucy zaczęła czegoś szukać w swojej siwej kieszeni  bluzy i po chwili wyciągnęła papierosa oraz zapalniczkę.  Szybko go zapaliła i rozkoszowała się chwilą gdy mentolowy dym wypełniał jej płuca. Sięgnęłam po telefon, aby sprawdzić godzinę i właśnie w tej chwili usłyszałam duży huk. Szybko podniosłam głowę i ujrzałam leżącą na ziemi Lucy a nad nią przestraszonego Harry’ego.
-Kurwa jak chodzisz?! Ślepy jesteś czy co?!-zaczęła się wydzierać dziewczyna. Odjechałam kawałek od nich i przyglądałam się wszystkiemu.
-Ale ja cię bardzo przepraszam.-zaczął się tłumaczyć chłopak.
-Ja mam w dupie twoje przeprosiny! Czy ty mnie śledzisz?!-krzyknęła.
-Nie… to był tylko przypadek. Ja cię bardzo przepraszam.
-Taa pierdol, pierdol ja posłucham!-dodała blondynka.
-To może na przeprosiny dasz się gdzieś zaprosić?-spytał z nadzieją kudłaty. Wiedziałam już zawczasu , że to był zły krok.
-Ty chłopczyku chyba na głowę upadłeś! Nie mam ochoty na żadne spotkania, ani na nachalnych chłopaków!-krzyknęła. Właśnie w tej chwili poczułam wibrację w mojej prawej kieszeni. Sięgnęłam po telefon i odczytałam napis ,,Niall”. Po chwili namysłu odebrałam połączenie.
-Halo.-powiedziałam niepewnie.
-Hej Julie! I jak tam nasz mistrz podrywu sobie radzi?-spytał śmiejąc się. Czy ten Harry musi mieć tak długi język.
-Totalna klapa. Wpadł na Lucy, ona się przewróciła i teraz cały czas się kłócą.-odpowiedziałam i usłyszałam jego głośny śmiech.
-Hahaha a on był taki pewny siebie. Muszę już kończyć później zadzwonię Cześć-dodał
-Cześć.-odparłam i zakończyłam połączenie. Cały czas słyszałam kłótnię tej dwójki.
-Czy ty sobie chłopczyku dasz kiedyś spokój?!-krzyknęła.
-Nie, nie dam.-upierał się.
-To możesz sobie pomarzyć! Cześć!- krzyknęła i odeszła czym prędzej od zielonookiego. Podeszłam powoli do naszego ,,mistrza podrywu”.
-Co ja  źle zrobiłem?-spytał załamany.
-Tak szczerze to wszystko.-odparłam
-A poradzisz mi coś?-spytał z nadzieją.
-Myślę, że Lucy nie jest na razie gotowa na chłopaka szczególnie przez swoją przeszłość. Niestety już musze iść.-dodałam
-Ok, to cześć.
-Cześć!.-krzyknęłam i pobiegłam w stronę oddalającej się blondynki.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Rozdział pisany przy... truskawkach xD. Przepraszam, że taki krótki ;c Wiem, że miał się pojawić jutro bądź pojutrze jednak dzisiaj dostałam weny, a miałam się uczyć na test z przyrody... Tak jak chciałyście był dzisiaj taki mały epizod z Niallem. A i polecam bloga http://www.laucia17.blogspot.com/ (masz Laura i się ciesz xD). Na moim nowym blogu być może pojawi się dzisiaj  krótki prolog . Macie tutaj link http://my-life-is-a-big-pain.blogspot.com/ serdecznie zapraszam, jak na razie jest tam tylko przedstawienie postaci. Będzie to zupełnie inny blog niż ten. Następny być może w sobotę. Będę taka zła i zrobię warunek.
10 KOMENTARZY=Następny rozdział

 


niedziela, 9 czerwca 2013

Informacja

Rozdział tutaj na blogu powinien się pojawić we wtorek, bądź środę. Przepraszam, że tak późno, ale koniec roku i chyba mnie rozumiecie. Zapraszam także na mojego drugiego bloga <KLIK>. Także z udziałem 1D jednak jest zupełnie inny niż ten. Liczę na waszą opinie bo nie wiem co o nim myśleć. Jak na razie jest tam tylko przedstawienie postaci. To na tyle więc zapraszam na mojego 2 bloga i oczywiście też na ten.

niedziela, 2 czerwca 2013

Rozdział 8


*z dedykacją dla wszystkich moich czytelników<3*

 
,,Nie idź przede mną,
bo mogę nie nadążyć.
Nie idź za mną,
bo nie dam rady poprowadzić.
Idź obok mnie i po prostu bądź moim przyjacielem..."

 

Siedziałam tam cały czas płacząc i moknąc gdy poczuła rękę na moim ramieniu. Odwróciłam się i ujrzałam dziewczynę o pięknych blond włosach, opadającymi kaskadami na jej szczupłe ramiona, oraz dużych, zielonych oczach. Widziałam już gdzieś tą osobę. Tak, to Lucy! Jak mogłam o niej zapomnieć. Szybko białym rękawem  od mojego swetra otarłam  słone łzy spływające po bladym policzku.
-Julie, co się stało?- spytała z troską. Zamyśliłam się chwile.
-Po prostu dowiedziałam się za dużo rzeczy jak na jeden dzień.- odpowiedziałam cicho. Budziłam się  rano i byłam pewna, że dzisiaj nic mnie już nie zaskoczy, zwykła rutyna, jednak bardzo się myliłam.
-Może chciałabyś opowiedzieć mi o tym?- spytała.
-Nie będę cię zanudzać.- szybko dodałam.
-Nawet tak nie mów. Idziemy do mnie i porozmawiamy, nie siedźmy tutaj na deszczu.- odpowiedziała cicho i spojrzała na mnie. Kiwnęłam głową na znak, że się zgadzam, a co innego mogłam w tej chwili zrobić. Nie mam ochoty wracać do domu. Powoli wstałyśmy i udałyśmy się w stronę domu Lucy. Pogoda nad Londynem poprawiała się i co chwile można było poczuć ciepły promień słońca na swej twarzy. Gdzieniegdzie dzieci wychodziły na dwór ubrane w kurtki przeciwdeszczowa i kalosze, aby poskakać po kałużach. Blondynka zaczęła szukać czegoś w prawej kieszeni swojego brązowego płaszcza i po chwili wyjęła swą zgubę. W dłoni trzymała paczkę miętowych papierosów i zapalniczkę. Wyjęła jednego papierosa, zapaliła i rozkoszowała chwilą gdy tytoń wypełniał jej płuca.
-Ty palisz?- spytałam. Blondynka spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.
-Od niedawna, szczególnie przez moje problemy. Próbuję z tym skończyć jednak na marne. Już jesteśmy na miejscu.- dodała. Spojrzałam na budynek stojący przede mną.  Nieduży,  biały piętrowy domek, z zachęcającą do odwiedzenia małą werandą. Otworzyłam czarną ,żelazną furtkę i ujrzałam duży, zadbany ogród. W wyznaczonych miejscach rosły, jeszcze nierozkwitnięte róże, a gdzieniegdzie wiły się wieloletnie pnącza. Przeszłyśmy wyznaczoną drogą w stronę solidnych drzwi frontowych. Lucy wyjęła z prawej kieszeni spodni klucze i otworzyła zamek.
-Proszę wchodź.- dodała uśmiechając się. Weszła do środka i ujrzała ładny, przestrzenny salon połączony z nowatorską kuchnią.  Na ścianach można było zauważyć liczne rysunki, jak mniemam  autorstwa Lucy. W rogu stała, brązowa sofa, a na wprost niej znajdował się duży telewizor. Po prawej stronie od dużego okna stała mała szafka z licznymi książkami oraz filmami.
-Rozgość się, chcesz coś do picia?- dobiegł mnie głos blondynki.
-Może być herbata.- odpowiedziałam szybko.
-Ok, już idę robić.- dodała zielonooka i udała się w stronę kuchni. Podeszłam bliżej do wcześniej wspomnianych malowideł.  Wszystkie były w pastelowych, bądź ciemnych barwach i emanowały smutkiem. Nie były to jakieś pstrokate rysuneczki, tylko wywołujące emocje arcydzieła.  Muszę przyznać, Lucy ma naprawdę wielki talent. Właśnie w tej chwili do salonu weszła blondynka z dwoma, białymi kubkami, w których ciecz cały czas parowała.
-Widzę, że oglądasz moje okropne rysunki.- powiedziała. Spojrzałam na nią i podniosłam jedną brew ku górze.
-Okropne? Dziewczyno, one są niesamowite.- odpowiedziałam szybko i usiadłam obok niej na sofie.
-Takie tam amatorskie rysowanie.- upierała się.
-Taaa, co ja bym oddała aby tak malować.- sprzeczałam się cały czas, dopóki blondynka dała za wygraną. Sięgnęłam po kubek i upiłam łyk malinowej herbaty.
-Mam takie jedno pytanie. Czemu one są o takiej smutnej tematyce?- spytałam, a blondynka zamyśliłam się chwile.
-Bo… ja jeszcze nikomu o tym nie mówiłam.- odpowiedziała cicho.
-To może najwyższy czas to zmienić ?- zachęciłam ją. Lucy kiwnęła głową.
-Dwa lata temu byłam chora na bulimię. Wieczorem zawsze dostawałam napadów, jadłam wszystko co popadnie, a później wymiotowałam.  Rodzice wysłali mnie na terapie do specjalnego ośrodka. Tam psycholog kazała znaleźć sobie jakieś hobby, aby przestać myśleć o chorobie. Prawie całe dnie siedziałam i malowałam. Tak naprawę dzięki temu pokonałam chorobę i wróciłam do prawidłowej wagi.- skończyła i jedna, samotna łza spłynęła po jej policzku. Mocno ją przytuliłam.
-Nie warto wracać już do przeszłości.- szepnęłam.
-Tak, masz rację, lepiej mów czemu dzisiaj płakałaś?- spytała i wszystkie wspomnienia wróciły z podwojoną siłą. Musiałam się komuś wygadać.
-Okazało się, że osoby które mnie wychowują od kąt pamiętam nie są moimi biologicznymi rodzicami. Moi prawdziwi rodzice zginęli w wypadku, w którym tylko ja przeżyłam, ale po nim miałam amnezję. Moi obecni ,,rodzice” nie powiedzieli mi nic do tego dnia. Gdyby Vanessa nie wygadała się przez przypadek, cały czas żyłabym w nieświadomości.  Nie chcę teraz widzieć na oczy moich przybranych rodziców. Najgorsze jest to, że nie mogę już spotkać moich prawdziwych rodziców i spytać dlaczego chcieli mnie oddać do ośrodka. Teraz jest już na wszystko za późno…- skończyłam i zalałam się łzami, Lucy od razu mnie przytuliła.
-Nie rozmawiajmy już na takie tematy? Możesz u mnie zanocować jak chcesz- dodała zielonooka.
-Naprawdę?-spytałam. Blondynka pokiwała głową.
-Dziękuję Ci.-dodałam.
-Mam jeszcze jedno pytanie. Ty się spotykasz z tym Niallem z One Direction?
-Tylko raz byłam z nim na spacerze, ale przez te hejty na twitterze i w ogóle nie chcę już tego powtarzać.-powiedziałam szybko.
- Mi się jakoś nie spieszy do związków. To widzę, że będziemy starymi pannami z kotami.- zaśmiałam się cicho na ostatnie słowa.
-Zawsze, gdy mam jakieś kłopoty piszę pamiętnik.-poradziła mi Lucy, na co ja kiwnęłam głową. Właśnie w tej chwili duży, brązowy zegar w salonie wybił godzinę 22.
-Może idziemy już spać?- spytała blondynka.
-Ok.- odpowiedziałam i poszłyśmy na górę. Lucy otworzyła białe, mahoniowe  drzwi od swojego pokoju. Ujrzałam duże, brązowe łóżko, a obok niego małą szafkę.  W rogu stała wielka szafa z szybą, a naprzeciw niej mała półka na której stały najróżniejsze zdjęcia włożone w ramki. Na ścianach można było dostrzec dużo rysunków, oraz napisów jak się domyślam autorstwa Lucy.
-Ładnie tutaj masz.- powiedziałam cicho.
-Dzięki. Pożyczę ci jakieś ubrania.- powiedziała blondynka i podeszła do szafy. Wybrała siwą, dużą koszulkę i spodenki, po czym mi je podała.
-Wyjdziesz z tego pokoju i po prawo jest łazienka. Bierz, co chcesz nie krępuj się. Jeśli chodzi o szczoteczkę, to otworzysz taką małą szafkę tam jest ich kilka ostatnio kupowałam, wybierzesz sobie. Ręczniki leżą na pralce.- powiedziała i uśmiechnęła się do mnie mile.
-Dzięki.- odpowiedziałam i podążyłam w stronę łazienki.  Otworzyłam brązowe drzwi i weszłam do środka. Zdjęłam moje ubrania i weszłam pod prysznic. Odkręciłam zimny strumień wody i relaksowałam się orzeźwiającą kąpielą. Po paru minutach wyszłam i osuszyłam moje ciało kremowym ręcznikiem. Następnie nałożyłam na siebie wcześniej wybrane ubrania. Wyszczotkowałam swoje  mokre długie, brązowe włosy i pozwoliłam im swobodnie opadać na moje ramiona. Otworzyłam brązową szafkę, obok lustra i wyjęłam jedną z szczoteczek. Nałożyłam na nią trochę pasty i dokładnie wyszczotkowałam zęby. Wyszłam z łazienki i podążyłam w stronę pokoju.
-To ty się tutaj rozejrzyj czy coś, a ja idę do łazienki.- dodała Lucy i wyszła. Usiadłam na łóżku i myślałam jak potoczyć teraz swoje życie. Podeszłam do szafki z zdjęciami i zaczęłam je oglądać. Na prawie wszystkich widniałaLucy jak się nie mylę ze swoimi rodzicami. Wróciłam na łóżko i usiadłam nie wiedząc co robić. Właśnie w tej chwili do pokoju wróciła już zielonooka. Położyłam się wygodnie na łóżku, po czym ona zrobiła to samo.
-Dobranoc.- szepnęła.
-Dobranoc.-odpowiedziałam cicho.  Blondynka zgasiła światło, a ja ułożyłam głowę wygodniej na poduszce. Cieszę się, że poznałam Lucy, co ja bym bez niej zrobiła? Zamknęłam oczy i po chwili odpłynęłam do krainy Morfeusza.
 
~*~

Obudziły mnie wiosenne promienie słońca wpadające przez duże okno. Otworzyłam powoli oczy i spojrzałam na zegar 8:30. Obróciłam głowę i ujrzałam, że nie ma Lucy. Ciekawe gdzie jest? Właśnie w tej chwili usłyszałam  odgłos spadających talerzy. Zeszłam na dół po brązowych, drewnianych schodach i ujrzałam dziewczynę sprzątającą potłuczony talerz.
-Sorry, że cię obudziłam.- powiedziała sprzątając.
-Nie, nic się nie stało. Pomogę ci.- powiedziałam i razem sprzątnęłyśmy kawałki talerza.
-Na co masz ochotę na śniadanie?- spytała blondynka.
-Obojętnie nie chcę ci robić kłopotu.
-Żaden kłopot, lubię przyrządzać różne potrawy, jednak moja koordynacja ruchowa daje dużo do życzenia. To może tosty?-kiwnęłam głową na znak, że się zgadzam. Po paru minutach były już gotowe. Zjadłyśmy cały czas rozmawiając o najróżniejszych rzeczach.
-Muszę iść zrobić zakupy, nie ma już nic do jedzenia wybierzesz się ze mną?- spytała.
-Mogę iść. odpowiedziałam szybko.
-Super, to chodź na górę przebierzemy się, ja ci pożyczę jakiś strój.-powiedziała i obie udałyśmy się na górę do jej pokoju. Blondynka podeszła do szafy i po chwili namysłu wybrała dla mnie kremową koszulę, ciemne rurki i białe converse, po czym mi to podała. Udałam się powoli w stronę łazienki. Ubrałam wcześniej wybrane rzeczy i podeszłam do umywalki. Przemyłam twarz zimną wodą i otarłam ręcznikiem. Na szczoteczkę nałożyłam trochę pasty i wyszczotkowałam dokładnie zęby. Następnie wyczesałam moje długie, brązowe włosy i pozwoliłam im swobodnie opadać na moje ramiona.  Postanowiłam dzisiaj się nie malować. Wyszłam z łazienki i udałam się w stronę pokoju.
-To ja teraz idę.- poinformowała mnie Lucy. Długo nie musiałam na nią czekać, bo po 10 minutach była już z powrotem. Zeszłyśmy na powoli na dół, gdzie Lucy poszła po swoją torebkę. Zapakowała wszystko co potrzebne, nie pomijając papierosów i wyszłyśmy na dwór, następnie zielonooka zamknęła drzwi na klucz i wrzuciła go do torebki. Postanowiłyśmy przejść się pieszo i skorzystać z pięknej pogody, która była niestety rzadkością w Londynie. Po paru minutach byłyśmy już na miejscu i weszłyśmy do sklepu. Jak zawsze panował tam tłok i co chwila jakaś osoba się o nas obijała. Lucy podeszła do działu z nabiałami i sięgnęła po mleko, jednak chłopak stojący obok zrobił to samo i sięgnął po ten sam karton. Spojrzał się w naszą stronę i zauważyłam Harry’ego. Jeszcze jego tutaj brakowało?!
-Moje puszczaj.- powiedziała zła Lucy.
-Oj piękna nie wnerwiaj się. Ja byłem pierwszy.- odpowiedział.
-Takie teksty to sobie możesz gadać, ale nie do mnie, dawaj!-krzyknęła na co kilku ludzi spojrzało się na nich, a kudłaty zaczął się śmiać.
-Ej, możecie się nie kłócić jest tutaj dużo kartonów z mlekiem.- próbowałam zażegnać tą trochę głupią kłótnię.
-Ok będę taka dobra i ustąpię głupszemu.-odpowiedziała Lucy i puściła karton. Chłopak uśmiechnął się triumfalnie jednak później mina mu zrzedła gdy przeanalizował sobie wypowiedzieć blondynki.
-Ej ja nie jestem głupi.-upierał się.
-Taa wcale.- przekomarzała się blondynka.
-Ok, oboje jesteście głupi, bo kłócicie się o głupie mleko!-krzyknęłam, na co oboje się na mnie spojrzeli.
-Ooo Julie cześć.-przywitał się Harry na co odpowiedziałam mu krótkim ,,Siema”
-To może piękna blondynka dałaby mi swój numer?-spytał z uśmieszkiem chłopak. Lucy na jego pytanie popukała się w głowę.
-Chyba śnisz chłopczyku. Cześć- dodała i odeszła od chłopaka. On chciał coś dodać jednak było już za późno.
-Nie na widzę takich natrętnych chłopaków. Myśli, że gdy jest sławny to wszystkie na niego lecą?-szepnęła do mnie zielonooka. Poczułam wibracje w prawej kieszeni spodni. Sięgnęłam po telefon, dotknęłam kopertę i odczytałam wiadomość..
,,Cześć Julie mam do ciebie prośbę mogłabyś mi dać numer tej dziewczyny. Proooszę cię tak bardzo.”
Szybko odpisałam.
,,Nie mogę ci dać, musisz sam ją o to poprosić jeszcze raz. Wysil się;).”
Nawet nie po minucie otrzymałam odpowiedź.
,,To powiedz mi chociaż jak ma na imię”
Czy ten chłopak nie odpuści już sobie? Odpisałam mu.
,,Lucy”
Gdy blondynka miała już wszystkie potrzebne produkty podążyłyśmy w stronę kasy. Stałyśmy w bardzo długiej kolejce i gdy Lucy zapłaciła  za produkty wyszłyśmy z sklepu, następnie podążyłyśmy w stronę jej domu spacerując oraz cały czas się śmiejąc z wcześniejszej sytuacji.
 
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jakoś mnie tak wena opuściła, ale obiecałam dodać dzisiaj więc dotrzymuję słowa. Miał się pojawić już wczoraj, jednak wybrałam się na tak jakby festyn, nic z tego nie było i do tego zmokłam z koleżanką, więc dzisiaj od samego rana powitał mnie ból gardła. Godzinę siedziałyśmy w sklepie i czekałyśmy aż deszcz przejdzie! Zapraszam jeszcze do czytania i komentowania One Shota. Następny chyba za tydzień. Zmieniłam także trochę wygląd bloga tamten mi się już znudził. Komentujcie:)