sobota, 10 sierpnia 2013

Informacja

To tak... Rozdział na tym blogu nie pojawił się już od około miesiąca. Przepraszam Was bardzo, ale jest to spowodowane kompletnym brakiem weny. Dla waszej wiadomości nie zawieszam bloga (jeszcze będziecie musieli się trochę pomęczyć). Mam napisane ok. 1/4 następnego rozdziału. Przepraszam także, że nie skomentowałam nowych rozdziałów na waszych blogach, ale ostatnio nie miałam zbyt dużo czasu. Jeśli coś opuściłam, napiszcie w komentarzu a niedługo wpadnę! To chyba na tyle, więc wyczekujcie. 

niedziela, 7 lipca 2013

Rozdział 12

 
,,Przyjaciele są jak ciche anioły, które podnoszą nas gdy nasze skrzydła
zapomniały jak latać."
 
 
 


Z każdą chwilą przybywało coraz więcej gości. Ledwo usłyszałyśmy dzwonek przez głośną muzykę. Obie podążyłyśmy, aby przywitać gości. Otworzyłam drzwi i ujrzałyśmy piątkę chłopaków z Harrym na czele.
-Co ty kurwa tutaj robisz?!-spytała rozłoszczona Lucy, spoglądając na kudłatego.
Chłopcy zrobili duże oczy i już chcieli coś powiedzieć, gdy ja ich wyprzedziłam.
-Przepraszam za ten mały problem z moją przyjaciółką-spojrzałam na blondynkę unosząc brwi ku górze.- Ale ma dzisiaj gorszy dzień.-dokończyłam. Chłopacy zaśmiali się, a wzrok zielonookiej gdyby zabijał, już dawno leżałabym tutaj, na środku holu nieżywa.
-Ale co on tutaj...-Lucy nie dokończyła ponieważ zakryłam jej buzię ręką.
-Wchodźcie do środka.-uśmiechnęłam się po czym podążyli za nami do salonu.
-Zabiję cię kiedyś.-szepnęła blondynka mi na ucho.
-Też cię kocham!-krzyknęłam z daleka. W pomieszczeniu unosił się nieprzyjemny zapach alkoholu, zmieszany z dymem papierosowym. Domówka dopiero się zaczęła, a niektóre osoby już nie mogły utrzymać równowagi. Widziałam jak kilka gości podąża na górę, więc postanowiłam sprawdzić co się tam dzieje. Wchodziłam powoli po drewnianych schodach, gdy chłopak przede mną przewrócił się i upadł na dupę. Zaklął głośno, a ja zaśmiałam się z niego. Na górze przebywało wiele osób, jednak najliczniejszy tłum znajdował się chyba na balkonie. Powoli poczłapałam w tamtym kierunku. Otworzyłam duże, szklane drzwi i ujrzałam  grupkę osób próbujących rozpalić grilla, chodź tam nie było nawet najmniejszego kawałka drewna, bądź cokolwiek łatwopalnego.
-Zobaczysz za chwilę będzie taki ogień, że się posrasz!-krzyknął chłopak do stojącej obok brunetki trzymając w ręku wyimaginowaną zapalniczkę. Muszę przyznać, że niezłe zioło tutaj mają chyba. Zaśmiałam się pod nosem i wróciłam na dół. Ujrzałam Harry'ego stojącego przy Lucy proponującego jak się nie mylę taniec, jednak blondynka w odpowiedzi popukała się tylko w głowę i odeszła. Kudłaty po chwili ujrzał mnie i szybkim krokiem podszedł do mnie.
-Jest taka sprawa.-zaczął.
-No mów.-ponagliłam go.
-Pomożesz mi jakoś z nią?-spytał.
-Ok.-zaśmiałam się głośno i odeszłam. Podążyłam w stronę stolika z alkoholem.  Zrobiłam sobie jednego drinka, którego szybko wypiłam. Muszę przyznać, że był naprawdę mocny.
-Hej!-ktoś krzyknął mi do ucha. Szybko odwróciłam głowę i ujrzałam uśmiechniętego blondyna.
-Hej.-odpowiedziałam szybko.-Jak impreza?-dodałam.
-Świetna, tylko widzę, że niektórzy już mają odlot.-zaśmiał się.
-Wiesz, jedni chcą zrobić grilla nie mając nawet ognia. A ty o kim mówisz?-spytałam.
-Spójrz.-pociągnął mnie za rękę i wskazał palcem.-To Louis.
Przypatrzyłam się dokładniej temu chłopakowi. Chwila, czy on przypadkiem nie stał na stole i śpiewał z wielkim oddaniem do kija od szczotki? Niee, to było zupełnie normalne... Gdy spojrzałam jeszcze raz na Lou, biorącego swą 'partnerkę' w obroty, nie wytrzymałam i wybuchłam śmiechem. Obok niego pojawiło się liczne grono klaszczących i wydzierających się osób.
-A spójrz tam.-powiedział Niall wskazując na dwóch chłopaków.- Ten krótko obcięty to Liam, a drugi to Zayn.
Przypatrzyłam się im dokładniej. Zayn wziął krzesełko, ustał na nim oraz krzyknął, że ma ochotę skoczyć i się zabić. Natomiast Liam uklęknął przed nim i błagał, aby tego nie robił.   Następny raz wybuchnęłam śmiechem. Oni są naprawdę jak to Niall powiedział ,,nieobliczalni".
-Ja chcę znać waszego dilera!-krzyknęłam do chłopaka.
-Niestety, wszystko jest ściśle tajne.-zaśmiał się. Rozejrzałam się chwilę w poszukiwaniu Lucy i Harry'ego. Po chwili odnalazłam ich siedzących razem na kanapie, jednak z dala od siebie i jak mniemam nie rozmawiających ze sobą.
-Spójrz! Z nimi będzie trudno.-pokazałam na wcześniej wspomnianą dwójkę. Blondyn przyjrzał im się chwilę.
-Tak, ale trzeba będzie im pomóc.
-Przyłączasz się, do mojego szatańskiego planu?-spytałam na co kiwnął głową z uśmiechem. Po paru minutach Lou skończył swój, jakże zacny taniec i położył się na podłodze. Ludzie znowu zaczęli tańczyć podłóg muzyki.
-Zatańczysz?-spytał nieśmiało blondyn.
-Wiesz ja nie umiem za bardzo.-odpowiedziałam szybko.
-A myślisz, że ja umiem?-spytał ciągnąc mnie na środek sali. Gdy byliśmy już na miejscu złapał mnie za talię a ja owinęłam ręce wokół jego szyi. Poczułam piękny zapach  perfum niebieskookiego, którymi napawałam swe nozdrza. Kurwa co ja pierdolę od rzeczy! Osoby wokół nas tańczyły szybko, a my po prostu się kołysaliśmy.
-Nie jest tak źle.-szepnął, przez co jego głos przyprawił mnie o dreszcze, a oddech otulił mą szyję. Czułam jakby czas wokół nas zatrzymał się w miejscu. Nie no znowu pieprzę od rzeczy! Po kilku, bądź kilkunastu minutach zeszliśmy z parkietu. Szybko podeszłam do stolika i zrobiłam sobie drinka, którego wypiłam. Teraz nadszedł czas aby zająć się Harrym i Lucy. Pewnym krokiem zmierzałam w stronę kudłatego.
-Teraz masz poprosić Lucy o taniec, a ja zajmę się resztą.-szepnęłam. Chłopak spojrzał na mnie i kiwnął głową. Następnie wstał  i podążył w stronę blondynki.
-Zatańczysz ze mną?-spytał. Zielonooka zrobiła duże oczy.
-Ty naprawdę  nie dasz już sobie spokoju?-spytała.
-Nie.-odparł.
-Ok, niech ci już będzie.-odpowiedziała i podążyła z kudłatym na środek sali. Teraz reszta należała do mnie. Pobiegłam szybko do Zayna stojącego za głośnikami.
-Zayn mam do ciebie prośbę.
-Mów.-uśmiechnął się.
-Chodzi mi o tą parę.-wskazałam na wcześniej wspomnianych.-Możesz włączyć coś wolniejszego?-zakończyłam.
-Nie ma sprawy.- następnie wziął mikrofon do ręki.
-Uwaga, uwaga ludzie! Teraz DJ Malik zadedykuje piosenkę dla tej pięknej dwójki tańczącej na środku salonu. Zróbmy dla nich miejsce.-zakończył i z głośników wydobyły się pierwsze dźwięki piosenki Ed'a Sheerana- Kiss me . Wiem dobrze, że Lucy uwielbia tego wykonawcę tak samo jak ja. Blondynka spojrzała na mnie wzrokiem typu: ,,Już nie  żyjesz!" na co się tylko cicho zaśmiałam. Wszyscy wkoło obserwowali tą dwójkę. Zielonooka mimo wszystko przytuliła się mocniej do kudłatego, przez co na jego twarzy można było ujrzeć jeszcze większy uśmiech. Kołysali się w rytm muzyki, nie zważając zupełnie na innych. Gdy ostatnie dźwięki piosenki wydobyły się z głośników, Lucy chciała już odejść, jednak zielonooki przytrzymał ją jeszcze mocniej. Blondynka mimo wszystko została w jego uścisku i znowu oddali się tańcu. Wolnym krokiem zmierzałam do uśmiechającego się blondyna.
-Jak ty to zrobiłaś?-spytał.
-Ma się ten dar.
-Właśnie to widzę. Nigdy bym nie pomyślał że oni ze sobą zatańczą.-zaśmiał się. W odpowiedzi tylko wzruszyłam ramionami. Nagle usłyszałam dzwonek do drzwi. Kto mógł jeszcze przyjść o tej porze? Jakimś cudem znalazł się obok mnie Louis kompletnie zalany.
-Wiesz musisz mieć ochronę.- powiedział. Prędzej zostałabym porwana i zgwałcona, za nim on, pijany by mnie uratował. Podeszłam do drzwi i ku mojemu zdziwieniu ujrzałam starszą panią, w fioletowym szlafroku i białych kapciach. Na głowie miało typowe, czerwone wałki, a siwe oczy można było ujrzeć zza grubym okularów.
-Dobry wieczór. Co panią tu sprowadza?-spytałam.
-Pewnie przyszła się nachlać!-krzyknął Lou na co skarciłam go wzrokiem. W geście obronnym podniósł ręce ku górze.
-Młody człowieku zachowuj się! Przyszłam uciszyć tą libację! Spać nie można po nocach!-wykrzyczała kobieta. Chciałam coś powiedzieć, jednak osobnik obok mnie znów mi przerwał.
-Wszystko jest pod kontrolą.
-No właśnie widzę jaką! Proszę ściszyć tą muzykę, albo zadzwonię po policję!-wykrzyczała i odeszła. Zamknęłam drzwi z głośnym impetem. Chłopakowi niestety nadal było mało, dlatego otworzył okienko, które wychodzi wprost na ulice. Wystawił głowę zza nie i wykrzyczał.
-A dzwoń sobie babo po te psy! To, że ty jesteś jakąś zgorzkniałą staruszką z kotami, nie znaczy, że my nie możemy się bawić! Idź robić na tych pieprzonych drutach sweterki i nie pierdol tutaj!-zdołałam go jakoś wciągnąć do domu i uciszyć. Zamknęłam okno mając nadzieję, że ta staruszka niczego nie słyszała. Jeśli jednak nie... mamy krótko mówiąc przesrane. Wróciłam do salonu i spojrzałam na całe towarzystwo. Wielu z nich już zasypiało, a niektórzy udawali się chwiejnym krokiem do swych domów. Widząc ten burdel, bo inaczej tego nie można nazwać, domówka chyba się udała. Spojrzałam na okno, zza którym można było już dostrzec małe przebłyski wschodzącego słońca. Nagle poczułam się zmęczona i nie wiedząc kiedy i gdzie zasnęłam.
 
 
 
    Obudziły mnie nieubłagane promienie słońca, świecące wprost na mą twarz. Otworzyłam powoli oczy, jednak od razu tego pożałowałam, ponieważ poczułam uciążliwy ból w skroniach. Przecież nie wypiłam tak dużo. Po chwili zlustrowałam pomieszczenie, w którym się znajdowałam. Był to salon, jednak wyglądał on jakby przebiegło  tutaj stado słoni. Spałam nie gdzie indziej, jak na podłodze. Od razu poczułam także ból pleców. Rozejrzałam się dokładniej i ujrzałam kilka osób. Lucy spała  na sofie, a na jej nogach leżał Harry. Słodko razem wyglądali. Następnie Liam na fotelu, a Zayn na podłodze, jednak pod głową miał poduszkę. Czemu ja nie byłam taka mądra jak on?! Najlepszą miejsce miał Louis, czyli stół. Współczuję mu tego, jak się będzie czuł po obudzeniu. Obejrzałam się do tyłu i ujrzałam Nialla śpiącego na podłodze, przytulającego się do doniczki z kwiatkiem. Ok... nie wnikam w szczegóły. Mój wzrok powędrował na brązowy zegar wiszący w salonie. Widniała na nim godzina 13:30.  Rozejrzałam się dokładniej po salonie. Na podłodze można było dostrzec liczne kałuże, jak mniemam alkoholu. Ujrzałam także ulubiony wazon Lucy, pęknięty na pół. Będzie wkurzona i to bardzo.  Usłyszałam donośny dźwięk dzwonka do drzwi. Wstałam powoli i chwiejnym krokiem doszłam do dobijającej się osoby. Złapałam za klamkę i zobaczyłam...
 
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
W tym rozdziale postanowiłam opisać całą domówkę, jednak według mnie coś mi nie wyszło... Musiałam tutaj zakończyć więc, co będzie dalej ? Jest godzina 00:20, za wszelki błędy przepraszam. Po prostu miałam wenę i zaczęłam pisać ten rozdział tak późną porą. Przecież są wakacje ;]. Zmieniłam także wygląd bloga, piszcie czy się podoba xd. Zapraszam także do komentowania mojego drugiego bloga, na którym pojawił się już 2 rozdział http://my-life-is-a-big-pain.blogspot.com/.  Następny być może za tydzień. Komentujcie.
 
 
 
 
 
 
 

wtorek, 25 czerwca 2013

Rozdział 10/11

,,Szczęście, aż chce się skakać-
najlepiej z mostu lub pod pociąg"
 
 
,,-Myślę, że Lucy nie jest na razie gotowa na chłopaka szczególnie przez swoją przeszłość. Niestety już muszę iść.-dodałam.
-Ok, to cześć.
-Cześć!-krzyknęłam i pobiegłam w stronę oddalającej się blondynki."
Po chwili szybkiego biegu stałam już obok zielonookiej głośno dysząc.
-Nienawidzę takich zadufanych, pewnych siebie chłopczyków!-krzyknęła głośno Lucy.
-Po pierwsze jaką ty masz kondycję! Po drugie czemu jesteś tak złowrogo nastawiona do Harry'ego?-spytałam. Dziewczyna zamyśliła się chwilę.
-Po prostu wkurza mnie jak nikt inny. Wszędzie na niego do cholery wpadam! Jakieś pieprzone przeznaczenie, czy co?-spytała podnosząc ręce ku górze.
-A może jesteście dla siebie pisani?-zaśmiałam się cicho pod nosem. Gdyby wzrok zielonookiej zabijał, już dawno lekarze stwierdziliby mój zgon.
-Mam propozycję nie do odrzucenia! Może po prostu zapomnijmy o nim?-postanowiłam jak na razie zakończyć temat chłopaka. Właśnie w tej chwili doszłyśmy do domu Lucy. Otworzyłyśmy małą, czarną, żelazną furtkę, przeszłyśmy przez ogród i zatrzymałyśmy się przy drzwiach. Blondynka sięgnęła do swojej siwej torby i po chwili wyjęła pęk kluczy. Przekręciła zamek odpowiednim i otworzyła solidne drzwi. Weszłam do środka, zdjęłam swoje czarne trampki, a płaszcz położyłam na małej szafce.
-Chcesz coś do picia?!-krzyknęła z kuchni blondynka.
-Może być herbata!-odkrzyknęłam po czym usłyszałam krótkie ,,Ok". Po chwili Lucy szła z kuchni trzymając w dłoniach dwa białe kubki z parującą cieszą. Podała mi jeden i usiadła obok mnie na sofie.
-Ile czasu teraz nie będzie Vanessy i Ericka w domu?-spytała zielonooka.
-Napisali, że miesiąc, ale znając ich na pewno dłużej.-odpowiedziałam szybko.
-Mam do ciebie jedno pytanie.
-No mów.-ponagliłam ją.
-Skoro teraz będziesz i tak sama u siebie w domu, to może chciałabyś się do mnie wprowadzić. Mam jeszcze jeden, wolny pokój.-skończyła blondynka szeroko się uśmiechając.
-Ale ja nie chcę sprawiać kłopotu.
-To żaden kłopot dla mnie. I tak cały czas przesiaduję sama w domu.-dodała Lucy.
-Dziękuję!-krzyknęłam i przytuliłam mocno dziewczynę. Zgodziłam się bo może chciałam zapomnieć o wszystkich problemach? Sama nie wiem...
-A kiedy mogłabym się wprowadzić?-spytałam.
-Jak najszybciej. Najlepiej dzisiaj.-dodała zielonooka.
-Mi tam pasuje!
-To leć się pakować. Ja za chwile przyjadę i ci pomogę!-krzyknęła.
-Ok.-udałam się w stronę holu. Założyłam na swoje nogi trampki, a płaszcz szybko zarzuciłam.
-Cześć!-krzyknęłam i zamknęłam solidne drzwi. Wyszłam na dwór i od razu poczułam dosyć ciepły, wiosenny wiatr na mej twarzy. Niebo było prawie bezchmurne, co raczej rzadko się tutaj zdarzało. Przemierzałam ulice zatłoczonego Londynu o tej godzinie z uśmiechem na twarzy, który ostatnio  pojawiał się coraz rzadziej. Po paru minutach spaceru byłam już na miejscu. Otworzyłam małą, siwą furtkę, przeszłam przez zadbany ogród i podeszłam do drzwi. Włożyłam rękę do mojej czarnej torby i po chwili wyjęłam klucz. Otworzyłam drzwi i szybko weszłam do środka. Ściągnęłam z nóg czarne trampki, a płaszcz wrzuciłam do szafy. Od razu wbiegłam na górę po brązowych, drewnianych schodach. Otworzyłam siwe, mahoniowe drzwi i weszłam do pokoju. Podążyłam w stronę mojego wygodnego łóżka i schyliłam się. Wyciągnęłam spod niego trzy, duże czarne walizki. Następnie podążyłam w stronę drewnianej szafy. Otworzyłam ją i zaczęłam wrzucać wszystkie ubrania nie zawracając sobie głowy składaniem. Następnie udałam się w stronę mojej marmurowej łazienki. Wyciągnęłam wszystkie kosmetyki oraz inne, potrzebne rzeczy i także je spakowałam. Podeszłam do brązowego biurka, otworzyłam szufladę i wyjęłam kartę kredytową, którą spakowałam do mojej czarnej torby. Spojrzałam na walizki i otworzyłam buzie ze zdziwienia. Wszystkie rzeczy prawie się wysypywały i jak miałam je zapiąć? Właśnie w tej chwili usłyszałam głośny dźwięk dzwonka do drzwi rozbiegającego się po całym domu. Szybko zbiegłam po schodach i otworzyłam drzwi. Stała tam jak się spodziewałam Lucy.
-Hej i jak pakowanie?-spytała wchodząc do środka.
-Dobrze, tylko jest mały problem. Zresztą chodź na górę zobaczyć.-powiedziałam i szybko podążyłyśmy w stronę mojego pokoju. Otworzyłam szybko siwe drzwi i weszłyśmy do środka.
-Ok, nie jest tak strasznie.-powiedziała Lucy śmiejąc się w międzyczasie patrząc na walizki.
-Dobrze, jakiś pomysł?-spytałam podnosząc brwi ku górze.
-Tak, ja siadam ty zapinasz!-krzyknęła i pobiegła w stronę walizek. Po kilku trudach w końcu się udało. Następnie wzięłyśmy walizki i powoli zeszłyśmy schodami na dół.
-Poczekaj tylko muszę coś jeszcze zrobić.-powiedziałam na co Lucy kiwnęła głową. Podeszłam do małego stolika w salonie, i usiadłam na brązowej sofie. Złapałam za czarny długopis oraz małą, żółtą, przylepną kartkę.
,,Zawsze wy mi pisaliście, że wyjeżdżacie, teraz ja tak zrobię. Rolę się odwróciły. Przeprowadzam się do mojej przyjaciółki, zresztą i tak nie będzie to was za dużo obchodzić. Chciałam się z Wami pogodzić, jednak zmarnowaliście tą szansę.''
Pozdrowienia
Julie
Skończyłam pisać i podeszłam do dużej, siwej lodówki w kuchni. Przykleiłam karteczkę i wróciłam do blondynki. Szybko założyłam  czarne trampki oraz zarzuciłam na siebie swój czarny płaszcz.
-A czym my pojedziemy?-spytałam szybko. Lucy roześmiała się głośno.
-Przyjechałam samochodem, chodź.-ponagliła mnie. Odpowiedziałam tylko krótkim ,,Acha" i wyszłyśmy z domu. Zamknęłam drzwi na klucz, który wrzuciłam do mojej czarnej torebki. Przeszłyśmy przez ogród, ciągnąc za sobą walizki. Gdy byłyśmy już przy samochodzie spojrzałam na mój biały dom. Po chwili zamyślenia wsiadłam do czarnego wozu. Lucy odpaliła szybko  pojazd  i podążyłyśmy w stronę jej mieszkania. Po paru minutach jazdy byłyśmy już na miejscu. Wyszłyśmy z samochodu i podążyłyśmy w stronę bagażnika. Wyjęłyśmy wszystkie walizki i udałyśmy się w stronę małej furtki. Otworzyłyśmy ją, przeszłyśmy przez zadbany ogród i zatrzymałyśmy się przy solidnych drzwiach. Blondynka wyjęła z torby klucz i przekręciła zamek. Szybko weszłyśmy do środka, zdjęłyśmy buty, a płaszcze wrzuciłyśmy do szafy.
-Chodź, pokażę ci twój pokój.-powiedziała Lucy. Weszłyśmy na górę po drewnianych schodach i zatrzymałyśmy się przy białych, mahoniowych drzwiach. Blondynka pociągnęła klamkę i otworzyła drzwi. Ujrzałam duży, piękny, pokój. Ściany pomalowane były na kremowy kolor. Naprzeciw okna stała duża, drewniana szafa z szybą, a obok niej  mała, ciemnobrązowa komoda. Na wprost drzwi znajdowało się duże łóżko, a obok mała, szafka. Na ścianach wisiały liczne obrazy jak się nie mylę autorstwa blondynki.
-I jak podoba się?-spytała.
-Jest świetny!-krzyknęła i weszłam dalej do środka ciągnąc walizki.
-To ty się tutaj rozejrzyj, a ja idę coś zrobić do jedzenia.-poinformowała mnie. Podeszłam do obrazów i przyglądałam się im z zaciekawieniem. Były inne niż te w salonie. Tamte emanowały dużym smutkiem, a te wręcz przeciwnie. Usiadłam na wygodnym łóżku i spojrzałam na trzy duże walizki. Nienawidziłam się rozpakowywać, dlatego postanowiłam zrobić to później.
-Chodź na dół!-usłyszałam krzyk blondynki. Wstałam z łóżka i zeszłam po drewnianych schodach. Poczułam piękny zapach naleśników. Szybkim krokiem weszłam do środka.
-Proszę.-powiedziała Lucy podając talerz. Usiadła obok mnie i zaczęłyśmy jeść.
-Jakie pyszne. Zazdroszczę ci tego, talentu kulinarnego!-krzyknęłam.
-Lubię tylko gotować.-odpowiedziała śmiejąc się. Po zjedzonym posiłku brudne talerze włożyłyśmy do zmywarki. Następnie podążyłyśmy w stronę salonu.
-A co byś powiedziała na jakąś małą imprezę tutaj?-spytała.
-Czemu nie.-zaśmiałam się szybko.
-Zaprosimy swoich znajomych. Może jutro?
-Mi pasuje.-odpowiedziałam szybko.
-Jutro pójdziemy do sklepu.-dodała blondynka. Spojrzałam na duży, brązowy zegar wiszący w salonie. Wskazywał on godzinę 22.
-Ja już idę na górę. Dobranoc!-krzyknęłam wchodząc po drewnianych schodach. Otworzyłam białe, mahoniowe drzwi i weszłam do środka. Usłyszałam dobrze mi znany dźwięk  dzwonka telefonu. Wyjęłam go szybko z mojej prawej kieszeni czarnych spodni i odczytałam napis ,,Niall". Odebrałam połączenie.
-Halo.-powiedziałam.
-Hej nie dzwonie za późno?-spytał.
-Nie.-zaśmiałam się cicho.
-Ej z kim ty tam do cholery gadasz?-usłyszałam inny głos.
-Sorry, ale to Harry tak drze ryj. Nie może cały czas przeżyć tego, że Lucy go spławiła.
-Biedny... Niestety z nią nie tak łatwo mu pójdzie. A ty mieszkasz z nim?-spytałam.
-Tak, mieszkam jeszcze z 4.-odpowiedział szybko.
-Ok.-odparłam.
-A ty nie byłaś u swoich kuzynów? Wcześniej mi mówiłaś, że tam jedziesz?-cholera, wpakowałam się trochę.
-Po prostu... szybciej wróciłam.
-Ok. Harry się pyta czy podyktujesz mu numer Lucy?-zaśmiałam się cicho pod nosem.
-Nie mogę.-odpowiedziałam krótko.-Kurwa mać!-usłyszałam znowu głos kudłatego.
-A czy mógłby znowu spotkać się z nią?
-Wiesz, jutro organizujemy imprezę ok. 18. Zapraszam, możecie wziąć ze sobą kolegów.- usłyszałam zachwyt Harry'ego w słuchawce.
-Masz co chciałeś i teraz spieprzaj!-krzyknął Niall. Głośno się zaśmiałam.
-Teraz będzie o tym gadał całą noc... Jesteś pewna, że zapraszasz całą 5? Na twoim miejscu bym się zastanowił.-dodał.
-A czemu?
-Oni są czasami hmm... nieobliczalni.-zaśmiał się głośno.
-Jakoś damy radę. To zapraszamy, adres ci wyślę za chwilę sms-em.-dodałam.
-Ok, ja już kończę cześć.
-Pa.-rozłączyłam się. Szybko weszłam w wiadomości i napisałam adres mieszkania blondynki. Spojrzałam na wyświetlacz telefonu. Widniała godzina 22:45. Podeszłam do jednej z walizek i szybko ją rozpięłam. Po krótkim szukaniu wyjęłam czarną, długą koszulkę, spodenki, bieliznę, oraz inne potrzebne rzeczy. Następnie podążyłam w stronę łazienki. Otworzyłam białe, drewniane drzwi i weszłam do środka. Rozebrałam się i weszłam pod prysznic. Odkręciłam ciepły strumień wody i rozkoszowałam się chwilą gdy krople spływały po moim ciele. Po paru minutach wyszłam i owinęłam swe ciało kremowym ręcznikiem, a włosy siwym. Osuszyłam się dokładnie i  założyłam wcześniej wybrane ubrania. Podeszłam do lustra i zdjęłam z głowy ręcznik. Wyczesałam moje długie, brązowe włosy i pozwoliłam im swobodnie opadać na me ramiona. Sięgnęłam po zieloną szczoteczkę, nałożyłam trochę pasty i dokładnie wyszczotkowałam moje zęby. Wyszłam z łazienki i wróciłam do pokoju. Położyłam się na wygodnym łóżku, przykryłam fioletową kołdrą i odpłynęłam do krainy Morfeusza.
 
~*~
 
 
Obudziły mnie poranne promienie słońca wpadające przez niezasłonięte okno. Otworzyłam powoli oczy i głośno ziewnęłam. Spojrzałam na mały budzik stojący obok łóżka. Wskazywał on godzinę 10. Powoli wstałam i zeszłam na dół po drewnianych schodach. W kuchni ujrzałam blondynkę stojąca przy kuchni.
-Hej.-przywitałam się.
-Hej. Siadaj za chwilę śniadanie.-uśmiechnęła się. Po chwili podała tosty oraz gorącą, malinową herbatę. Zjadłyśmy posiłek i włożyłyśmy brudne naczynia do zmywarki.
-Idziemy do sklepu?-spytałam.
-Tak, tylko musimy się przebrać.-powiedziała blondynka spoglądając na nas. Szybko pobiegłyśmy w stronę swoich pokoi. Otworzyłam mahoniowe drzwi i podeszłam do walizki. Po krótkim namyśle wybrałam siwy sweter, czarne rurki oraz białe Converse. Następnie podążyłam w stronę marmurowej łazienki. Założyłam wcześniej wybrany strój i podeszłam do umywalki. Odkręciłam zimny strumień wody i przemyłam twarz, następnie osuszając ją puchatym ręcznikiem. Nałożyłam na moją zieloną szczoteczkę trochę pasty i dokładnie wyszczotkowałam zęby. Wyczesałam długie, brązowe włosy i związałam je w niestarannego koka. Sięgnęłam po kosmetyczkę, na swoją twarz dałam trochę podkładu, a rzęsy wytuszowałam. Wyszłam z łazienki i zeszłam szybko na dół. Czekała już tam wyszykowana Lucy. Sięgnęłam jeszcze po moją czarną torebkę, założyłam płaszcz i wyszłyśmy na dwór. Postanowiłyśmy skorzystać z pięknej pogody i udałyśmy się pieszo w stronę sklepu.
-Kim chcesz zostać w przyszłości?-spytałam blondynki.
-Od niedawna interesuję się chirurgią a ty?
-Ja jeszcze nie wiem dokładnie.-odpowiedziałam śmiejąc się. Po chwili doszłyśmy do dużego sklepu z napisem ,,TESCO". Wzięłyśmy jeden z wózków i weszłyśmy do środka. Jak zawsze panował tam spory tłok. Podążyłyśmy w stronę działu z alkoholem. Wybrałyśmy wszystko co było według nas potrzebne. Następnie udałyśmy się po różne przekąski. Oczywiście ja pakowałam wszystko co popadnie. Gdy miałyśmy już wszystko w wózku poszłyśmy w stronę kasy. Czekała na nas bardzo długa kolejka. Po kilkunastu minutach zapłaciłyśmy za wszystkie produkty i wyszłyśmy z sklepu. W drodze do domu cały czas głośno się śmiałyśmy. Po paru minutach spaceru byłyśmy już przed solidnymi drzwiami. Blondynka szukałam chwile klucza i weszłyśmy do środka. Zdjęłyśmy szybko buty oraz płaszcze. Spojrzałam szybko na zegar, który wskazywał godzinę 16.
-Ok, to ty idź się przebrać a ja wszystko w tym czasie przygotuję.-powiedziała blondynka na co kiwnęłam głową. Pobiegłam szybko na górę po drewnianych schodach. Weszłam do środka i podeszłam do walizek. Po krótkim namyśle wybrałam kremową koszulkę z nadrukiem, czarne rurki, kurtkę z ćwiekami w tym samym kolorze oraz ciemne, wysokie szpilki. Następnie podążyłam w stronę łazienki. Ubrałam wcześniej wybrany zestaw. Podeszłam do lustra i wyjęłam moją kosmetyczkę. Na twarz nałożyłam trochę podkładu, rzęsy wytuszowałam, na powiekach zrobiłam kreski eye-linerem, a usta przeciągnęłam czerwoną szminką. Włosy wyczesałam i pozwoliłam im swobodnie opadać na moje ramiona. Wyszłam z łazienki i zeszłam powoli na dół. Wszystko było już przygotowane, a jak się domyślałam Lucy była na górze. Po chwili usłyszałam stukot szpilek. Blondynka ubrana była w czarną sukienkę, czerwone szpilki a na nadgarstkach miała liczne bransoletki.


-Wow-powiedziałyśmy równo  na swój widok przez co głośno się zaśmiałyśmy. Po całym domu rozbiegł się dźwięk dzwonka do drzwi. Szybko podeszłam i przywitałam gości, których zaprosiła Lucy. Włączyłyśmy głośną muzykę z dużych głośników w salonie. Z każdą chwilą przybywało coraz więcej gości. Ledwo usłyszałyśmy dzwonek przez głośną muzykę. Obie podążyłyśmy, aby przywitać gości. Otworzyłam drzwi i ujrzałyśmy piątkę chłopaków z Harrym na czele.
-Co ty kurwa tutaj robisz?!-spytała rozłoszczona Lucy, spoglądając na kudłatego.
 
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Nie wierzę, że napisałam taki długi rozdział, dlatego podzieliłam go. Nudny mi wyszedł jak nigdy.
Nie wiem czy ktoś w ogóle go przeczyta xD. Wiem, że rozdział powinien się pojawić już tydzień temu za co przepraszam. Zapraszam także na mój nowy blog http://my-life-is-a-big-pain.blogspot.com/ powinien się pojawić rozdział w najbliższym czasie. Więc to na tyle Komentujcie.
 

 
 
 
 
 
 
 
 
 

 
 



czwartek, 13 czerwca 2013

Mała informacja

Zapraszam serdecznie na prolog, który pojawił się na moim nowym blogu http://my-life-is-a-big-pain.blogspot.com/. Jeszcze raz zapraszam! A co do tego bloga, to pamiętajcie że była zasada 10komentarzy=następny rozdział.  Dlatego zapraszam jeszcze do komentowania rozdziału 9.To chyba na tyle. Paaa;*

poniedziałek, 10 czerwca 2013

Rozdział 9


,,Pamiętaj, że 60 sekund smutku zabiera ci minutę szczęścia.”



Gdy blondynka miała już wszystkie potrzebne produkty podążyłyśmy w stronę kasy. Stałyśmy w bardzo długiej kolejce i gdy Lucy zapłaciła  za produkty wyszłyśmy z sklepu, następnie podążyłyśmy w stronę jej domu spacerując oraz cały czas się śmiejąc z wcześniejszej sytuacji. W dobrych humorach doszłyśmy do małej furtki. Otworzyłyśmy ją i po przejściu przez piękny ogród zatrzymałyśmy się u progu drzwi. Lucy włożyła rękę do swojej brązowej torby i po chwili wyjęła pęk kluczy. Przekręciła zamek i szybko otworzyła duże, brązowe drzwi, które wydały głośny zgrzyt. Weszłyśmyy do holu i zdjęłyśmy swoje plaszcze oraz buty. Z siadkami pełnymi zakupów podążyłyśmy w stronę kuchni.
-Spodobałaś się i to bardzo temu kędzierzowatemu.- powiedziałam unosząc brwi ku górze. Lucy spojrzała na mnie przenikliwym wzrokiem.
-Zwykły palant.-ujęła.
-Dlaczego, przecież go nawet dobrze nie znasz.-gdyby wzrok blondynki mógł zabijac na pewno jechałabym już do kostnicy. Nie wiem czemu tak zachwalałam Harry’ego. Może po prostu chciałam mu pomóc?
-Nie znam i nie chcę poznać.-dodała szybko. Cóż… chyba temat  zamknięty jest już ostatecznie.
-No jak chcesz.-odparłam. Blondynka skończyła rozpakowywanie sprawunków i usiadła obok mnie.
-Wiesz… ja nie chcę się wtrącać, ale może pogadałabyś ze swoimi rodzicami?-spytała niepewnie zielonooka. Zamyśliłam się chwilę.
-Tak szczerze, to  nie mam już o czym z nimi rozmawiać.-dodałam szybko.
-Ale powinniście sobie wszystko wytłumaczyć. Usiąść spokojnie i porozmawiać.-nie odpuszczała Lucy.
-No ok. To ja się już zbieram.-dodałam szybko wstając z drewnianego krzesła.
-Zadzwonię do ciebie później i spytam jak poszło. Trzymam kciuki.-odparła gdy skończyłam już zakładać moje miętowe Converse.
-To cześć. Dziękuję ci za wszystko.-uśmiechnęłam się szeroko.
-Nie ma za co. W razie czego dzwoń..-dodała i powoli wyszłam na dwór. Nad Londynem cały czas panowała przyjemna temperatura, a wiatr co chwila przyjemnie muskał moją twarz. Trochę boje się tej rozmowy. Mam nadzieję, że nie będziemy od razu skakać sobie do gardeł. Musiałam już przerwać swoje rozmyślenia, ponieważ byłam już na miejscu. Wolnym krokiem udałam się do solidnych, mahoniowych drzwi. Złapałam za klamkę i biorąc duży oddech niepewnie weszłam do środka. Rozejrzałam się dookoła i czekałam na choćby najmniejszy odgłos kroków. Szybko zdjęłam z siebie swój czarny płaszcz i ściągnęłam buty. Weszłam powoli do kuchni i ujrzałam kompletną pustkę. Mogłam się tego spodziewać, że Oni będą w pracy. Miałam ochotę wszystko sobie z nimi wyjaśnić, jednak teraz już temat skończony. Spojrzałam na siwą, dużą lodówkę stojącą w rogu. Już z daleka ujrzałam małą, żółtą karteczkę. Podeszłam do  niej i zobaczyłam dobrze znany mi charakter pisma Vanessy.

,,Jeśli to teraz czytasz, stokrotnie cię przepraszamy za wszystkie nasze błędy. Jesteśmy z tym świadomi, że to tylko  i wyłącznie nasza wina. Mogliśmy cię nie okłamywać przez tyle lat.  Przepraszamy, że nie ma nas tutaj razem z tobą, jednak mieliśmy pilną delegacje w pracy. Wrócimy mniej więcej za miesiąc i wtedy sobie wszystko, spokojnie wytłumaczymy.”

Całujemy
Vanessa i Erick

Szybkim ruchem zerwałam kartę z lodówki i ja podarłam. Podeszłam do kosza stojącego w drugim rogu kuchni i wyrzuciłam wszystkie kawałki.  Nie wierzę już w te wszystkie obietnice o powrocie i spokojnym porozmawianiu. Poczułam wibrację w mojej prawej kieszeni spodni. Byłam pewna, że to Lucy i nie patrząc na napis odebrałam połączenie.
-Halo.-usłyszałam zachrypnięty głos, który na pewno nie należał do blondynki.
-Halo, a kto dzwoni?-spytałam.
-Julie to ja Harry nie pamiętasz mnie?
-Ah… To ty Harry co chcesz?-spytałam szybko.
-No bo wiesz chciałbym cię prosić o ten numer Lucy.-odpowiedział cicho. Zaśmiałam się pod nosem. Czy on już nie da sobie spokoju.
-Ale ja ci nie mogę go dać.-usłyszałam głośnie westchnienie chłopaka.
-A jak ładnie poproszę?-spytał z nadzieją.
-Nie ma mowy. Musisz sam się jej o to spytać.-odpowiedziałam.
-Ale ona i tak pewnie nie chce mnie widzieć.-odparł. Jezu dlaczego ja mam takie skaranie z nim?
-Wiesz, ona nie jest typem dziewczyny, która od razu się zakochuje.
-Aaa… Nie mogłabyś jakoś nas tak przez przypadek umówić?-spytał z nadzieją.
-Nie dasz mi już spokoju?-usłyszałam w słuchawce śmiech chłopaka.
-Nie odpuszczę.-dodał szybko. Zamyśliłam się chwilę.
-Ale ja nie bawię się w swatkę.-poinformowałam go.
-A taki jedyny raz?-on już sobie chyba naprawdę nie odpuści.
-Ok, więc mogę wyjść jutro z Lucy do parku i tam się niby przez przypadek spotkacie.
-O Jezu jesteś świetna! Wielkie dzięki!.-powiedział uradowany chłopak.
-Ej ale zaraz! Nikomu ani słowa. Będziemy tam około 14.-dodałam
-Ok mi pasuje. To do zobaczenia.- odparł i szybko się rozłączył. Z kim ja żyję na tym świecie?! Szybko wybrałam numer do Lucy.
-Hej i jak rozmowa?-spytała szybko.
-Nijak, nawet ich w domu nie ma.-odpowiedziałam szybko. Dziewczyna głośno westchnęła.
-Nie martw się, głowa do góry! Jeszcze porozmawiacie nie raz.-dodała
-Tak na pewno… Ja dzwonię w innej sprawie.
-No dawaj.
-Poszłabyś jutro ze mną do parku gdzieś tak o 14?-spytałam szybko.
-Wiesz czemu nie. Wezmę swoją deskę dawno już nie jeździłam.-dodała zadowolona.
-Ok, więc jesteśmy umówione.  Parę minut przed 14 będę przy twoim domu.-poinformowałam Lucy.
-Super więc do zobaczenia!-dodała i skończyła połączenie. Schowałam telefon do mojej prawej kieszeni od spodni i głośno westchnęłam. Mam nadzieję, że jakoś jutro spokojnie ze sobą porozmawiają. Spojrzałam na duży, brązowy zegar w salonie. Wskazywał on godzinę 22. Poczułam się już zmęczona i udałam się  po drewnianych schodach na górę. Otworzyłam moje drzwi od pokoju i podeszłam do dużej, drewnianej szafy. Wybrałam luźną, siwą koszulkę, spodenki i bieliznę. Następnie udałam się w stronę mojej marmurowej łazienki. Podeszłam do wanny i odkręciłam ciepły strumień wody. Dolałam do niej trochę płynu i zdjęłam z siebie ubrania.  Zanurzyłam się  w ciepłej, pachnącej cieczy i rozkoszowałam się chwilą. Po paru minutach wyszłam i owinęłam moje ciało kremowym ręcznikiem, a włosy czerwonym. Następnie nałożyłam na siebie wcześniej wybrane ubrania. Zdjęłam z głowy ręcznik i podeszłam do dużego lustra nad umywalką. Sięgnęłam po moją zieloną szczoteczkę, nałożyłam trochę pasty i dokładnie wyszczotkowałam zęby. Wzięłam  czarny grzebień i dokładnie wyczesałam moje długie, brązowe włosy po czym pozwoliłam im swobodnie opadać na me ramiona.  Wyszłam z łazienki i udałam się w stronę mojego pokoju. Położyłam się na wygodnym łóżku, przykryłam ciepłą, czerwoną kołdrą i udałam się na spotkanie z moim przyjacielem-Morfeuszem.


~*~

Obudziły mnie bezlitosne promienie słońca wpadające wprost do mojego pokoju przez niezasłonięte żaluzje. Otworzyłam powoli oczy i spojrzałam na zegar-godzina 10.  Postanowiłam jak najszybciej wstać i po chwili byłam już na równych nogach. Poczułam straszny głód, dlatego najpierw zeszłam na dół do kuchni. Podeszłam do dużej, siwej lodówki i szybko ją otworzyłam. Po chwili namysłu wyjęłam mleko, a z szafki obok kukurydziane płatki. Sięgnęłam po małą, białą miseczkę i  już po chwili zajadałam się swoim  śniadaniem. Po skończonym posiłku brudne naczynie odstawiłam do zmywarki i udałam się na górę. Weszłam do mojego pokoju i udałam się w stronę mojej drewnianej szafy. Otworzyłam ją i po chwili namysłu wybrałam zwykłe, ciemne rurki oraz szarą bluzę z kapturem. Następnie podążyłam w stronę mojej marmurowej łazienki. Podeszłam do umywalki i przemyłam  twarz zimną wodą, a następnie otarłam ją puchatym ręcznikiem. Zdjęłam ubrania, które miałam na sobie, a nałożyłam wcześniej wybrane. Sięgnęłam po moją zieloną szczoteczkę, nałożyłam trochę pasty i dokładnie wyszczotkowałam zęby. Postanowiłam dzisiaj się zbytnio nie malować, dlatego nałożyłam na  twarz trochę podkładu, a rzęsy wytuszowałam. Sięgnęłam po brązową szczotkę, wyczesałam dokładnie moja długie, brązowe włosy i związałam w niedbałego koka. Wyszłam z łazienki i udałam się w stronę mojego pokoju. Złapałam za dużą, czarną torbę i spakowałam do niej  już  od dawna nieużywane rolki. Sięgnęłam po mój czarny telefon i sprawdziłam godzinę-13. Zeszłam szybko na dół i założyłam  czarne trampki.  Otworzyłam solidne, mahoniowe drzwi ,wyszłam na dwór, po czym przekręciłam klucz. Schowałam go szybko do torby i udałam się w stronę domu Lucy. Londyn o tej godzinie stawał się coraz bardziej hałaśliwy i piękniejszy. Można było w oddali usłyszeć głośne piski dzieci bawiących się przy domach, oraz klaksony spieszących się ludzi.  Po paru minutach wolnego spaceru byłam już na miejscu. Wyjęłam z prawej kieszeni moich spodni telefon i napisałam do dziewczyny.
,,Już czekam;)”
Po chwili otrzymałam  krótką odpowiedź.
,,Idę ;P”
Po paru sekundach ujrzałam uśmiechniętą blondynkę wychodzącą z domu. Była ubrana w ciemne rurki, obszerną bluzę z kapturem a na nogach miała białe adidasy. W prawej ręce trzymała czarną deskę. Włosy związała w niestarannego koka.
-Hej!.-krzyknęła.
-Hej, chodźmy.-odpowiedziałam i podążyłyśmy w stronę parku. Już po paru minutach byłyśmy na miejscu i usiadłyśmy na małej ławeczce. Ja szybko zmieniłam swoje czarne trampki na rolki. Wstałyśmy i zaczęłyśmy jeździć, a ja wszędzie wypatrywałam Harry’ego. Gdzie on  jest do cholery ? Lucy zaczęła czegoś szukać w swojej siwej kieszeni  bluzy i po chwili wyciągnęła papierosa oraz zapalniczkę.  Szybko go zapaliła i rozkoszowała się chwilą gdy mentolowy dym wypełniał jej płuca. Sięgnęłam po telefon, aby sprawdzić godzinę i właśnie w tej chwili usłyszałam duży huk. Szybko podniosłam głowę i ujrzałam leżącą na ziemi Lucy a nad nią przestraszonego Harry’ego.
-Kurwa jak chodzisz?! Ślepy jesteś czy co?!-zaczęła się wydzierać dziewczyna. Odjechałam kawałek od nich i przyglądałam się wszystkiemu.
-Ale ja cię bardzo przepraszam.-zaczął się tłumaczyć chłopak.
-Ja mam w dupie twoje przeprosiny! Czy ty mnie śledzisz?!-krzyknęła.
-Nie… to był tylko przypadek. Ja cię bardzo przepraszam.
-Taa pierdol, pierdol ja posłucham!-dodała blondynka.
-To może na przeprosiny dasz się gdzieś zaprosić?-spytał z nadzieją kudłaty. Wiedziałam już zawczasu , że to był zły krok.
-Ty chłopczyku chyba na głowę upadłeś! Nie mam ochoty na żadne spotkania, ani na nachalnych chłopaków!-krzyknęła. Właśnie w tej chwili poczułam wibrację w mojej prawej kieszeni. Sięgnęłam po telefon i odczytałam napis ,,Niall”. Po chwili namysłu odebrałam połączenie.
-Halo.-powiedziałam niepewnie.
-Hej Julie! I jak tam nasz mistrz podrywu sobie radzi?-spytał śmiejąc się. Czy ten Harry musi mieć tak długi język.
-Totalna klapa. Wpadł na Lucy, ona się przewróciła i teraz cały czas się kłócą.-odpowiedziałam i usłyszałam jego głośny śmiech.
-Hahaha a on był taki pewny siebie. Muszę już kończyć później zadzwonię Cześć-dodał
-Cześć.-odparłam i zakończyłam połączenie. Cały czas słyszałam kłótnię tej dwójki.
-Czy ty sobie chłopczyku dasz kiedyś spokój?!-krzyknęła.
-Nie, nie dam.-upierał się.
-To możesz sobie pomarzyć! Cześć!- krzyknęła i odeszła czym prędzej od zielonookiego. Podeszłam powoli do naszego ,,mistrza podrywu”.
-Co ja  źle zrobiłem?-spytał załamany.
-Tak szczerze to wszystko.-odparłam
-A poradzisz mi coś?-spytał z nadzieją.
-Myślę, że Lucy nie jest na razie gotowa na chłopaka szczególnie przez swoją przeszłość. Niestety już musze iść.-dodałam
-Ok, to cześć.
-Cześć!.-krzyknęłam i pobiegłam w stronę oddalającej się blondynki.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Rozdział pisany przy... truskawkach xD. Przepraszam, że taki krótki ;c Wiem, że miał się pojawić jutro bądź pojutrze jednak dzisiaj dostałam weny, a miałam się uczyć na test z przyrody... Tak jak chciałyście był dzisiaj taki mały epizod z Niallem. A i polecam bloga http://www.laucia17.blogspot.com/ (masz Laura i się ciesz xD). Na moim nowym blogu być może pojawi się dzisiaj  krótki prolog . Macie tutaj link http://my-life-is-a-big-pain.blogspot.com/ serdecznie zapraszam, jak na razie jest tam tylko przedstawienie postaci. Będzie to zupełnie inny blog niż ten. Następny być może w sobotę. Będę taka zła i zrobię warunek.
10 KOMENTARZY=Następny rozdział

 


niedziela, 9 czerwca 2013

Informacja

Rozdział tutaj na blogu powinien się pojawić we wtorek, bądź środę. Przepraszam, że tak późno, ale koniec roku i chyba mnie rozumiecie. Zapraszam także na mojego drugiego bloga <KLIK>. Także z udziałem 1D jednak jest zupełnie inny niż ten. Liczę na waszą opinie bo nie wiem co o nim myśleć. Jak na razie jest tam tylko przedstawienie postaci. To na tyle więc zapraszam na mojego 2 bloga i oczywiście też na ten.

niedziela, 2 czerwca 2013

Rozdział 8


*z dedykacją dla wszystkich moich czytelników<3*

 
,,Nie idź przede mną,
bo mogę nie nadążyć.
Nie idź za mną,
bo nie dam rady poprowadzić.
Idź obok mnie i po prostu bądź moim przyjacielem..."

 

Siedziałam tam cały czas płacząc i moknąc gdy poczuła rękę na moim ramieniu. Odwróciłam się i ujrzałam dziewczynę o pięknych blond włosach, opadającymi kaskadami na jej szczupłe ramiona, oraz dużych, zielonych oczach. Widziałam już gdzieś tą osobę. Tak, to Lucy! Jak mogłam o niej zapomnieć. Szybko białym rękawem  od mojego swetra otarłam  słone łzy spływające po bladym policzku.
-Julie, co się stało?- spytała z troską. Zamyśliłam się chwile.
-Po prostu dowiedziałam się za dużo rzeczy jak na jeden dzień.- odpowiedziałam cicho. Budziłam się  rano i byłam pewna, że dzisiaj nic mnie już nie zaskoczy, zwykła rutyna, jednak bardzo się myliłam.
-Może chciałabyś opowiedzieć mi o tym?- spytała.
-Nie będę cię zanudzać.- szybko dodałam.
-Nawet tak nie mów. Idziemy do mnie i porozmawiamy, nie siedźmy tutaj na deszczu.- odpowiedziała cicho i spojrzała na mnie. Kiwnęłam głową na znak, że się zgadzam, a co innego mogłam w tej chwili zrobić. Nie mam ochoty wracać do domu. Powoli wstałyśmy i udałyśmy się w stronę domu Lucy. Pogoda nad Londynem poprawiała się i co chwile można było poczuć ciepły promień słońca na swej twarzy. Gdzieniegdzie dzieci wychodziły na dwór ubrane w kurtki przeciwdeszczowa i kalosze, aby poskakać po kałużach. Blondynka zaczęła szukać czegoś w prawej kieszeni swojego brązowego płaszcza i po chwili wyjęła swą zgubę. W dłoni trzymała paczkę miętowych papierosów i zapalniczkę. Wyjęła jednego papierosa, zapaliła i rozkoszowała chwilą gdy tytoń wypełniał jej płuca.
-Ty palisz?- spytałam. Blondynka spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.
-Od niedawna, szczególnie przez moje problemy. Próbuję z tym skończyć jednak na marne. Już jesteśmy na miejscu.- dodała. Spojrzałam na budynek stojący przede mną.  Nieduży,  biały piętrowy domek, z zachęcającą do odwiedzenia małą werandą. Otworzyłam czarną ,żelazną furtkę i ujrzałam duży, zadbany ogród. W wyznaczonych miejscach rosły, jeszcze nierozkwitnięte róże, a gdzieniegdzie wiły się wieloletnie pnącza. Przeszłyśmy wyznaczoną drogą w stronę solidnych drzwi frontowych. Lucy wyjęła z prawej kieszeni spodni klucze i otworzyła zamek.
-Proszę wchodź.- dodała uśmiechając się. Weszła do środka i ujrzała ładny, przestrzenny salon połączony z nowatorską kuchnią.  Na ścianach można było zauważyć liczne rysunki, jak mniemam  autorstwa Lucy. W rogu stała, brązowa sofa, a na wprost niej znajdował się duży telewizor. Po prawej stronie od dużego okna stała mała szafka z licznymi książkami oraz filmami.
-Rozgość się, chcesz coś do picia?- dobiegł mnie głos blondynki.
-Może być herbata.- odpowiedziałam szybko.
-Ok, już idę robić.- dodała zielonooka i udała się w stronę kuchni. Podeszłam bliżej do wcześniej wspomnianych malowideł.  Wszystkie były w pastelowych, bądź ciemnych barwach i emanowały smutkiem. Nie były to jakieś pstrokate rysuneczki, tylko wywołujące emocje arcydzieła.  Muszę przyznać, Lucy ma naprawdę wielki talent. Właśnie w tej chwili do salonu weszła blondynka z dwoma, białymi kubkami, w których ciecz cały czas parowała.
-Widzę, że oglądasz moje okropne rysunki.- powiedziała. Spojrzałam na nią i podniosłam jedną brew ku górze.
-Okropne? Dziewczyno, one są niesamowite.- odpowiedziałam szybko i usiadłam obok niej na sofie.
-Takie tam amatorskie rysowanie.- upierała się.
-Taaa, co ja bym oddała aby tak malować.- sprzeczałam się cały czas, dopóki blondynka dała za wygraną. Sięgnęłam po kubek i upiłam łyk malinowej herbaty.
-Mam takie jedno pytanie. Czemu one są o takiej smutnej tematyce?- spytałam, a blondynka zamyśliłam się chwile.
-Bo… ja jeszcze nikomu o tym nie mówiłam.- odpowiedziała cicho.
-To może najwyższy czas to zmienić ?- zachęciłam ją. Lucy kiwnęła głową.
-Dwa lata temu byłam chora na bulimię. Wieczorem zawsze dostawałam napadów, jadłam wszystko co popadnie, a później wymiotowałam.  Rodzice wysłali mnie na terapie do specjalnego ośrodka. Tam psycholog kazała znaleźć sobie jakieś hobby, aby przestać myśleć o chorobie. Prawie całe dnie siedziałam i malowałam. Tak naprawę dzięki temu pokonałam chorobę i wróciłam do prawidłowej wagi.- skończyła i jedna, samotna łza spłynęła po jej policzku. Mocno ją przytuliłam.
-Nie warto wracać już do przeszłości.- szepnęłam.
-Tak, masz rację, lepiej mów czemu dzisiaj płakałaś?- spytała i wszystkie wspomnienia wróciły z podwojoną siłą. Musiałam się komuś wygadać.
-Okazało się, że osoby które mnie wychowują od kąt pamiętam nie są moimi biologicznymi rodzicami. Moi prawdziwi rodzice zginęli w wypadku, w którym tylko ja przeżyłam, ale po nim miałam amnezję. Moi obecni ,,rodzice” nie powiedzieli mi nic do tego dnia. Gdyby Vanessa nie wygadała się przez przypadek, cały czas żyłabym w nieświadomości.  Nie chcę teraz widzieć na oczy moich przybranych rodziców. Najgorsze jest to, że nie mogę już spotkać moich prawdziwych rodziców i spytać dlaczego chcieli mnie oddać do ośrodka. Teraz jest już na wszystko za późno…- skończyłam i zalałam się łzami, Lucy od razu mnie przytuliła.
-Nie rozmawiajmy już na takie tematy? Możesz u mnie zanocować jak chcesz- dodała zielonooka.
-Naprawdę?-spytałam. Blondynka pokiwała głową.
-Dziękuję Ci.-dodałam.
-Mam jeszcze jedno pytanie. Ty się spotykasz z tym Niallem z One Direction?
-Tylko raz byłam z nim na spacerze, ale przez te hejty na twitterze i w ogóle nie chcę już tego powtarzać.-powiedziałam szybko.
- Mi się jakoś nie spieszy do związków. To widzę, że będziemy starymi pannami z kotami.- zaśmiałam się cicho na ostatnie słowa.
-Zawsze, gdy mam jakieś kłopoty piszę pamiętnik.-poradziła mi Lucy, na co ja kiwnęłam głową. Właśnie w tej chwili duży, brązowy zegar w salonie wybił godzinę 22.
-Może idziemy już spać?- spytała blondynka.
-Ok.- odpowiedziałam i poszłyśmy na górę. Lucy otworzyła białe, mahoniowe  drzwi od swojego pokoju. Ujrzałam duże, brązowe łóżko, a obok niego małą szafkę.  W rogu stała wielka szafa z szybą, a naprzeciw niej mała półka na której stały najróżniejsze zdjęcia włożone w ramki. Na ścianach można było dostrzec dużo rysunków, oraz napisów jak się domyślam autorstwa Lucy.
-Ładnie tutaj masz.- powiedziałam cicho.
-Dzięki. Pożyczę ci jakieś ubrania.- powiedziała blondynka i podeszła do szafy. Wybrała siwą, dużą koszulkę i spodenki, po czym mi je podała.
-Wyjdziesz z tego pokoju i po prawo jest łazienka. Bierz, co chcesz nie krępuj się. Jeśli chodzi o szczoteczkę, to otworzysz taką małą szafkę tam jest ich kilka ostatnio kupowałam, wybierzesz sobie. Ręczniki leżą na pralce.- powiedziała i uśmiechnęła się do mnie mile.
-Dzięki.- odpowiedziałam i podążyłam w stronę łazienki.  Otworzyłam brązowe drzwi i weszłam do środka. Zdjęłam moje ubrania i weszłam pod prysznic. Odkręciłam zimny strumień wody i relaksowałam się orzeźwiającą kąpielą. Po paru minutach wyszłam i osuszyłam moje ciało kremowym ręcznikiem. Następnie nałożyłam na siebie wcześniej wybrane ubrania. Wyszczotkowałam swoje  mokre długie, brązowe włosy i pozwoliłam im swobodnie opadać na moje ramiona. Otworzyłam brązową szafkę, obok lustra i wyjęłam jedną z szczoteczek. Nałożyłam na nią trochę pasty i dokładnie wyszczotkowałam zęby. Wyszłam z łazienki i podążyłam w stronę pokoju.
-To ty się tutaj rozejrzyj czy coś, a ja idę do łazienki.- dodała Lucy i wyszła. Usiadłam na łóżku i myślałam jak potoczyć teraz swoje życie. Podeszłam do szafki z zdjęciami i zaczęłam je oglądać. Na prawie wszystkich widniałaLucy jak się nie mylę ze swoimi rodzicami. Wróciłam na łóżko i usiadłam nie wiedząc co robić. Właśnie w tej chwili do pokoju wróciła już zielonooka. Położyłam się wygodnie na łóżku, po czym ona zrobiła to samo.
-Dobranoc.- szepnęła.
-Dobranoc.-odpowiedziałam cicho.  Blondynka zgasiła światło, a ja ułożyłam głowę wygodniej na poduszce. Cieszę się, że poznałam Lucy, co ja bym bez niej zrobiła? Zamknęłam oczy i po chwili odpłynęłam do krainy Morfeusza.
 
~*~

Obudziły mnie wiosenne promienie słońca wpadające przez duże okno. Otworzyłam powoli oczy i spojrzałam na zegar 8:30. Obróciłam głowę i ujrzałam, że nie ma Lucy. Ciekawe gdzie jest? Właśnie w tej chwili usłyszałam  odgłos spadających talerzy. Zeszłam na dół po brązowych, drewnianych schodach i ujrzałam dziewczynę sprzątającą potłuczony talerz.
-Sorry, że cię obudziłam.- powiedziała sprzątając.
-Nie, nic się nie stało. Pomogę ci.- powiedziałam i razem sprzątnęłyśmy kawałki talerza.
-Na co masz ochotę na śniadanie?- spytała blondynka.
-Obojętnie nie chcę ci robić kłopotu.
-Żaden kłopot, lubię przyrządzać różne potrawy, jednak moja koordynacja ruchowa daje dużo do życzenia. To może tosty?-kiwnęłam głową na znak, że się zgadzam. Po paru minutach były już gotowe. Zjadłyśmy cały czas rozmawiając o najróżniejszych rzeczach.
-Muszę iść zrobić zakupy, nie ma już nic do jedzenia wybierzesz się ze mną?- spytała.
-Mogę iść. odpowiedziałam szybko.
-Super, to chodź na górę przebierzemy się, ja ci pożyczę jakiś strój.-powiedziała i obie udałyśmy się na górę do jej pokoju. Blondynka podeszła do szafy i po chwili namysłu wybrała dla mnie kremową koszulę, ciemne rurki i białe converse, po czym mi to podała. Udałam się powoli w stronę łazienki. Ubrałam wcześniej wybrane rzeczy i podeszłam do umywalki. Przemyłam twarz zimną wodą i otarłam ręcznikiem. Na szczoteczkę nałożyłam trochę pasty i wyszczotkowałam dokładnie zęby. Następnie wyczesałam moje długie, brązowe włosy i pozwoliłam im swobodnie opadać na moje ramiona.  Postanowiłam dzisiaj się nie malować. Wyszłam z łazienki i udałam się w stronę pokoju.
-To ja teraz idę.- poinformowała mnie Lucy. Długo nie musiałam na nią czekać, bo po 10 minutach była już z powrotem. Zeszłyśmy na powoli na dół, gdzie Lucy poszła po swoją torebkę. Zapakowała wszystko co potrzebne, nie pomijając papierosów i wyszłyśmy na dwór, następnie zielonooka zamknęła drzwi na klucz i wrzuciła go do torebki. Postanowiłyśmy przejść się pieszo i skorzystać z pięknej pogody, która była niestety rzadkością w Londynie. Po paru minutach byłyśmy już na miejscu i weszłyśmy do sklepu. Jak zawsze panował tam tłok i co chwila jakaś osoba się o nas obijała. Lucy podeszła do działu z nabiałami i sięgnęła po mleko, jednak chłopak stojący obok zrobił to samo i sięgnął po ten sam karton. Spojrzał się w naszą stronę i zauważyłam Harry’ego. Jeszcze jego tutaj brakowało?!
-Moje puszczaj.- powiedziała zła Lucy.
-Oj piękna nie wnerwiaj się. Ja byłem pierwszy.- odpowiedział.
-Takie teksty to sobie możesz gadać, ale nie do mnie, dawaj!-krzyknęła na co kilku ludzi spojrzało się na nich, a kudłaty zaczął się śmiać.
-Ej, możecie się nie kłócić jest tutaj dużo kartonów z mlekiem.- próbowałam zażegnać tą trochę głupią kłótnię.
-Ok będę taka dobra i ustąpię głupszemu.-odpowiedziała Lucy i puściła karton. Chłopak uśmiechnął się triumfalnie jednak później mina mu zrzedła gdy przeanalizował sobie wypowiedzieć blondynki.
-Ej ja nie jestem głupi.-upierał się.
-Taa wcale.- przekomarzała się blondynka.
-Ok, oboje jesteście głupi, bo kłócicie się o głupie mleko!-krzyknęłam, na co oboje się na mnie spojrzeli.
-Ooo Julie cześć.-przywitał się Harry na co odpowiedziałam mu krótkim ,,Siema”
-To może piękna blondynka dałaby mi swój numer?-spytał z uśmieszkiem chłopak. Lucy na jego pytanie popukała się w głowę.
-Chyba śnisz chłopczyku. Cześć- dodała i odeszła od chłopaka. On chciał coś dodać jednak było już za późno.
-Nie na widzę takich natrętnych chłopaków. Myśli, że gdy jest sławny to wszystkie na niego lecą?-szepnęła do mnie zielonooka. Poczułam wibracje w prawej kieszeni spodni. Sięgnęłam po telefon, dotknęłam kopertę i odczytałam wiadomość..
,,Cześć Julie mam do ciebie prośbę mogłabyś mi dać numer tej dziewczyny. Proooszę cię tak bardzo.”
Szybko odpisałam.
,,Nie mogę ci dać, musisz sam ją o to poprosić jeszcze raz. Wysil się;).”
Nawet nie po minucie otrzymałam odpowiedź.
,,To powiedz mi chociaż jak ma na imię”
Czy ten chłopak nie odpuści już sobie? Odpisałam mu.
,,Lucy”
Gdy blondynka miała już wszystkie potrzebne produkty podążyłyśmy w stronę kasy. Stałyśmy w bardzo długiej kolejce i gdy Lucy zapłaciła  za produkty wyszłyśmy z sklepu, następnie podążyłyśmy w stronę jej domu spacerując oraz cały czas się śmiejąc z wcześniejszej sytuacji.
 
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jakoś mnie tak wena opuściła, ale obiecałam dodać dzisiaj więc dotrzymuję słowa. Miał się pojawić już wczoraj, jednak wybrałam się na tak jakby festyn, nic z tego nie było i do tego zmokłam z koleżanką, więc dzisiaj od samego rana powitał mnie ból gardła. Godzinę siedziałyśmy w sklepie i czekałyśmy aż deszcz przejdzie! Zapraszam jeszcze do czytania i komentowania One Shota. Następny chyba za tydzień. Zmieniłam także trochę wygląd bloga tamten mi się już znudził. Komentujcie:)
 

 

 

 

piątek, 31 maja 2013

One Shot: ,,One second too late"


Czas i miejsce akcji: 30 września- 24 grudnia 2013 roku, Londyn
Bohaterowie: Alice Smith  , Liam Payne, James Brown
Opis: Alice i Liam są przyjaciółmi już od dziecięcych lat.  Dziewczyna od pewnego czasu czuje do chłopaka coś więcej, jednak nie wie jak mu to powiedzieć.  Czy kiedyś będą razem? Jakie wydarzenie ich ze sobą połączy?

 
-To ja już chyba będę iść.- powiedziała niepewnie Alice, stojąc w progu solidnych drzwi spuszczając głowę i patrząc na swoje czerwone Vansy. Prawie codziennie spotykała się z Liamem, ale byli przyjaciółmi, tylko.  Blondynka już od dawna czuła do niego coś więcej, jednak bała się powiedzieć mu o swoich uczuciach. Myślała że jej najgorsze sny się spełnią i brunet ją wyśmieje.
-Tak, to yyy… cześć.- powiedział niepewnie chłopak. Dziewczyna kiwnęła głową i przytulili się na pożegnanie. Alice uwielbiała ten jego mocny uścisk i piękne perfumy, którymi zawsze wypełniała swój nos. Odkleili się od siebie i blondynka udała się w stronę furki. Idąc poczuła straszny ból z tyłu głowy i cały świat przed jej oczami zaczął wirować z niewyobrażalną prędkością. Oczy jej mimowolnie się zamknęły i upadając na twardą kostkę usłyszała tylko pytanie bruneta.
-Alice, co się dzieje?
~*~

Alice otworzyła powoli oczy i zlustrowała pomieszczenie, w którym była. Bardzo dobrze je znała był to salon bruneta gdzie uwielbiała przebywać. Podniosła powoli głowę i poczuła straszny ból. Zobaczyła Liama z patrzącego na nią z troską.
-Co się stało?- spytała cicho blondynka
-Gdy odchodziłaś nagle zemdlałaś. Przestraszyłem się i zaniosłem cię do salonu. Chwilę potem wybudziłaś się, ale i tak w tej chwili jedziemy do szpitala.- powiedział swoim ,,ojcowskim” tonem.
-Ja nigdzie nie jadę, bardzo dobrze się czuję. To było tylko zwykłe omdlenie.- dodała Alice.
-Jedziemy w tej chwili.- odpowiedział jej chłopak i wstał z brązowego fotela.
-Nie wymądrzaj się, bo i tak jestem od ciebie o miesiąc starsza.- powiedziała dumnie blondynka.
-Proszę cię, nie chwal się już tym.- odpowiedział jej chłopak, który i tak był cały czas przejęty tym wydarzeniem.
-No dobrze, jak tak bardzo chcesz to jedźmy.- odpowiedziałam mu dziewczyna i postanowiła wstać z sofy, jednak znowu wszystko przed jej oczami zaczęło się kręcić. Chłopak podbiegł do niej i przytrzymał, aby się nie przewróciła.
-Już dobrze, chodźmy.- powiedziała blondynka i powoli wstała, złapała jeszcze swój czarny płaszcz i zarzuciła na siebie. Wyszli z domu, a twarz Alice od razu otuliło zimne, oraz rześkie powietrze. Weszli do samochodu i chłopak odpalając go ruszyli w stronę szpitala. Nad Londynem pojawiły się duże, ciemne chmury, z których zaczął padać deszcz. Blondynka przyłożyła głowę do szyby i spoglądała na dwie sunące krople po szybie, które wyglądały jakby się ścigały. Po paru minutach byli już na miejscu, wyszli z samochodu i udali się w stronę szpitala. Otworzyli duże, szklane drzwi i zobaczyli całkiem pustą poczekalnię, co raczej było dużą rzadkością tutaj. Blondynka poczuła ten nieprzyjemny zapach, którego tak bardzo nienawidziła. Szybkim krokiem podeszła do recepcji, gdzie stała młoda dziewczyna, o dużych zielonych oczach i włosach związanymi w starannego koka. Na sobie miała tradycyjny, biały fartuch pielęgniarek.
-Jak się pani nazywa?- spytała wyciągając spod lady jedną kartę pacjenta.
-Alice Smith.
-Poproszę o dowód osobisty.- dodała dziewczyna i Alice zaczęła szukać go w swojej torebce.
-Proszę.- podała dowód pielęgniarce.
-Dobrze, to proszę iść prosto i później w lewo do pokoju doktora, powinien być wolny.- dodała spokojnie.
-Dziękuję.- odpowiedziała jej Alice i razem z Liamem poszli w wcześniej powiedziane miejsce.
-To ja idę, a ty tutaj zaczekaj.- powiedziałablondynka, na co chłopak tylko kiwnął głową, na znak, że się zgadza. Zapukała cicho do brązowych drzwi i powoli weszła do środka. Ujrzała starszego mężczyznę około 40 lat, z bardzo widocznym zarostem na twarzy o dużych, ciemnych oczach zza grubych okularów. Na głowie można było dostrzec już liczną ilość siwych włosów. Mężczyzna podniósł głowę znad sterty najróżniejszych dokumentów.
-Dzień dobry.- przywitała się niebieskooka.
-Dzień dobry lekarz James Brown , proszę usiąść.- powiedział starszy pan miłym głosem, pokazując tym samym na białe krzesło. Dziewczyna posłusznie usiadła.
-Więc co panią tutaj sprowadza?- spytał doktor.
-Dzisiaj strasznie bolała mnie głowa od samego rana i gdy miałam już wracać od mojego przyjaciela zemdlałam.- opowiedziała Alice, a starszy pan przyglądał jej się z zaciekawieniem.
- A miała pani takie dolegliwości kiedykolwiek jeszcze?- spytał.
-Czasami miałam po prostu zwykłe zawroty głowy.- odpowiedziała mu niebieskooka.
-Bez badań nic nie mogę stwierdzić, dlatego wyślę panią teraz na prześwietlenie czaszki.- dodał lekarz i zaczął wypisywać skierowanie. Po chwili już skończył i wręczył małą kartkę dziewczynie.
-Proszę iść w lewo i do końca korytarza.- poinstruował blondynkę lekarz.
-Dobrze, do widzenia. - odpowiedziała mu Alice i wyszła z gabinetu zamykając cicho drzwi. Na poczekalni cały czas siedział Liam przez co Alice mimowolnie się uśmiechnęła.
-I co się stało?- spytał od razu
-Jeszcze nie wiadomo mam iść na prześwietlenie. Chodźmy.- chłopak kiwnął głową na znak, że się zgadza i poszli w wcześniej wyznaczone miejsce. Dziewczyna zapukała cicho i weszła do środka. Podała skierowanie i zaczęła się przygotowywać do badania. Po paru minutach było już po wszystkim, kazano jej wyjść na korytarz i czekać na wyniki. Blondynka siedząc wraz z chłopakiem na niewygodnych krzesełkach myślała o najróżniejszych rzeczach. Nagle z pokoju lekarzy, wyszedł wcześniej wspomniany doktor z nie zbyt wesołym wyrazem twarzy.
-Panno Alice zapraszam do gabinetu.- powiedział spokojnie lekarz. Blondynka wstała i spojrzała kątem oka na chłopaka, który nerwowo się uśmiechał. Niebieskooka weszła do gabinetu i usiadła na niewygodnym krzesełku. Mężczyzna zdjął okulary i jeszcze raz przypatrzył się wynikom.
-Mam już wyniki i muszę panią o czymś powiadomić.- powiedział lekarz poważnym tonem, przez co na ciele blondynki pojawiły się ciarki.
-Proszę mówić.- zachęciła go.
-Więc… Na padaniach stwierdzono, że ma pani raka mózgu.- powiedział lekarz, a twarz Alice mimowolnie była już zalana słonymi łzami. Dobrze pamiętała ten dzień, gdy jej mama umarła właśnie na tą chorobę. Siedziała przy niej na łóżku, trzymając za rękę i po prostu patrząc jak umiera. Nie mogła wtedy nic zrobić, choć tak bardzo prosiła wszystkich lekarzy, aby cały czas reanimowali jej mamę.
-Ale… Jest jeszcze jakaś pomoc dla mnie?- spytała cicho blondynka. Mężczyzna zastanowił się chwilę.
-Stadium choroby jest już dosyć zaawansowane jednak istnieje pewna metoda. Nie przeprowadzaliśmy jej jeszcze na nikim, więc jest  dużo ryzyko. Polega ona na tym, aby uśpić pacjenta na tydzień i wtedy przeprowadzić operację. W pani przypadku, musielibyśmy zrobić to jak najprędzej najlepiej dzisiaj.- zakończył lekarz, ale blondynka byłam już wcześniej pewna, że nie podda się chorobie i będzie walczyć dla swojej nieżyjącej mamy.
-Dobrze,  na wszystko się zgadzam.- odpowiedziała pośpiesznie.
-Mamy powiadomić pani rodziców?- spytał, a jedna, mała łza spłynęła po bladym policzku dziewczyny. Wszystkie wspomnienia znowu wróciły z podwójną siłą.
-Moja mama umarła rok temu na raka, a tata był policjantem, zabito go podczas strzelaniny. Nawet go dokładnie nie pamiętam miałam tylko 3 lata.- powiedziała i otarła swoją mokrą twarz rękawem białego swetra.
-Bardzo mi przykro… Za chwilę panią położymy w jednej z sal. Do zobaczenia.-odpowiedział lekarz, a dziewczyna udała się do drzwi. Jak miała teraz o wszystkim powiedzieć Liamowi? Wyszła z Sali i poszła w stronę chłopaka. Gdy on zauważył jej zapłakaną twarz szybko podbiegł do niej.
-Alice, co się stało?- spytał. Dziewczyna wzięła głęboki wdech.
-Wykryto u mnie raka mózgu i teraz lekarze mnie uśpią na tydzień aby przeprowadzić operację. Wiesz czego się cholernie boję? Że już nigdy nie otworzę swych oczu.- powiedziała blondynka i rozpłakała się. Chłopak objął ją i mocno przytulił.
-Wybudzisz się zobaczysz. Będę tutaj na ciebie czekać. Jeszcze nie raz na mnie nakrzyczysz.- odpowiedział, a dziewczyna lekko się zaśmiała. Właśnie w tej chwili podeszła do nich młoda pielęgniarka.
-Przepraszam, pani Alice Smith?- spytała. Blondynka kiwnęła głową.
-Zaprowadzę panią do sali, przebierze się i przygotuję do zabiegu.- odpowiedziała cicho.
-Idź, za chwilę do ciebie przyjdę.- dodał Liam, na co niebieskooka kiwnęła głową. Podążyła posłusznie za pielęgniarką do sali 212. Przebrała się za parawanem w zwykły, biały fartuch. Następnie położyła się na niewygodnym, szpitalnym łóżku. Właśnie w tej chwili usłyszała zgrzyt otwierających się drzwi. Podniosła głowę i zobaczyła Liama próbującego się uśmiechać. Chłopak usiadł obok niej na białym krześle.
-Bo… Ja już mogę się nigdy nie obudzić. Chcę abyś wiedział, że… tylko na tobie mogę polegać.- powiedziała cicho blondynka jednak w myślach mocno się skarciła. Tak bardzo chciała mu powiedzieć, że go kocha jednak bała się odrzucenia. Teraz jest na wszystko za późno, być może już nigdy nie otworzy swych oczu.
-Nawet tak nie mów, że się nie wybudzisz. Pamiętaj czekam tutaj na ciebie.- dodał chłopak. Właśnie w tej chwili do sali wszedł lekarz i młoda pielęgniarka.
-I jak się pani czuje?- spytał mile.
-Dobrze. Tylko trochę się boję, że się nie wybudzę.- odpowiedziała cicho blondynka.
-Trzeba być dobrej myśli. Teraz podamy pani środek usypiający.-  dodał lekarz i do kroplówki dziewczyny podeszła pielęgniarka. Podała środek usypiający, który już po chwili przedostał się do jej organizmu wraz z krwią wnikając do nawet najmniejszych komórek ciała. Głosy już prawie nie docierały do niej, a oczy robiły się coraz cięższe. Oszczętkami sił wyszeptała.
-Liam, kocham cię.- i zamknęła oczy z nadzieją, że kiedyś je jeszcze otworzy.


*Perspektywa Liama (narracja 1 osobowa)*

Usłyszałem jej głos i szybko odwróciłem głowę. To niemożliwe jak zwykłe, dwa słowa potrafią uszczęśliwić. Już nie mogę się doczekać, aby powiedzieć jej, że także ją kocham. Tak bardzo chciałbym znów ujrzeć te piękne, niebieskie tęczówki. Teraz jedyne co mogę robić to prosić Boga, aby się wybudziła.


*2 tygodnie później, perspektywa Liama*

Alice, nadal się nie wybudziła. Operacja niby przebiegła pomyślnie, jednak ona powinna otworzyć swoje oczy już tydzień temu. Lekarze załamują ręce i myślą o najgorszym. Ja cały czas przesiaduję obok łóżka, trzymając jej kruchą rękę i czekając na jakikolwiek znak. Moje codzienne dni wyglądają tak samo. Wstaję rano, przyjeżdżam do szpitala, i siedzę tak do końca odwiedzin czyli 22. Bardzo trudno jest mi się pożegnać z Alice. Boję się najgorszego… Nie! Nie mogę mówić tak jakby ona już nie żyła! Przecież cały czas oddycha, serce choć nie równo bije i czuję jej ciepłe ciało. Moje życie bez niej straciłoby jakikolwiek sens. Popełniłbym samobójstwo, nie mógłbym żyć z tak wielkim bólem, oraz pustką w sercu. Właśnie teraz dobiegł mnie okropny pisk wszystkich aparatur. Spojrzałem na jej twarz, która zaczęła sinieć. Nie mogłem pozwolić jej odejść, nie teraz…
-Alice, nie zostawiaj mnie!- krzyknąłem choć i tak się to na nic nie zdało. Do sali wbiegł tłum zdenerwowanych lekarzy.
-Migotanie komór, szybko reanimujemy!- krzyknął jeden z nich. Nie mogłem na to patrzeć jak moja ukochana odchodzi.
-Ratujcie ją!- krzyknąłem. Podeszła do mnie młoda pielęgniarka.
-Proszę stąd wyjść.- powiedziała. Wyszedłem z sali i udałem się w stronę wyjścia. Moje życie straciło jakikolwiek sens. Nie mam dla kogo oddychać, a serce bić.

 
*2 dni później, perspektywa Alice*

Otworzyłam powoli oczy i od razu tego pożałowałam. Poczułam przeszywający ból w skroniach. Rozejrzałam się dookoła i dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że znajduję się w szpitali. Byłam zawiedzona, że przy mnie nie siedział Liam. Chciałam go tak bardzo zobaczyć, przytulić! Właśnie w tej chwili do sali wszedł lekarz.
-Dzień dobry, jak się pani czuje?- spytał.
-Yyy… Dobrze, a może mi pan powiedzieć co się w międzyczasie działo?- spytałam, a lekarz kiwnął głową.
-Spała pani prawie miesiąc. Wiem, że powinna się pani wybudzić po tygodniu, jednak nastąpiły pewne komplikacje. Najgorsze było to, że po 2 tygodniach prawie pani od nas odeszła. Przeprowadziliśmy długą reanimację i na szczęście się udało.- wytłumaczył lekarz. Byłam już tak blisko śmierci, najwidoczniej to jeszcze nie mój czas. Spojrzałam na okno i zauważyłam drzewa całe pokryte białym puchem. Jakie to dziwne uczucie zasnąć w deszczową jesień, a wybudzić w mroźną zimę.
-Mam jeszcze jedno pytanie. Nie wie pan gdzie jest Liam?.- spytałam. Lekarz zamyślił się chwilę.
-Ten chłopak co tutaj przesiadywał?- spytał.
-Tak.- odpowiedziałam szybko.
-Ostatni raz widziałem go w czasie reanimacji, później się już nie pojawił.- odpowiedział, a ja zaczęłam się strasznie martwić. Jeśli on myśli, że ja już nie żyję?! Nie… muszę jak najszybciej stąd wyjść.
-Panie doktorze, kiedy mogę wyjść ze szpitala?-spytałam szybko.
-Jeśli pani tak bardzo zależy, jutro będzie już można obchodzić święta w domu.- powiedział mile, a ja kiwnęłam głową. Już jutro 24 grudnia… Nie przepadam za świętami, szczególnie przez brak moich rodziców.
-To ja już idę. Proszę się wyspać.- dodał lekarz i wyszedł. Ułożyłam się wygodnie i zasnęłam z nadzieją, że już jutro spotkam Liama.
Obudziły mnie kroki pewnej osoby przebywającej w mojej sali. Otworzyłam oczy i ujrzałam uśmiechniętą pielęgniarkę. Spojrzałam na moją prawą rękę i dostrzegłam, że znikła już kroplówka.
-Dzień dobry.- powiedziałam cicho.
-Dzień dobry, mam już pani wypis, oraz życzę wesołych świąt.- dodała i podała mi kartkę. Kiwnęłam głową, na co ona cicho wyszła z sali. Powoli wstałam i nałożyłam na siebie ubrania, które pewnie dawniej przyniósł mi Liam. Co ja bym bez niego zrobiła… Ogarnęłam trochę swoją twarz i wyszłam z sali. Jakie to piękne uczucie, że wychodząc ze szpitala jestem już całkowicie zdrowa. Otworzyłam wyjściowe drzwi i moją twarz owiał zimny wiatr. Postanowiłam przejść się do domu pieszo i zobaczyć jak zmienił się Londyn w czasie zimy. Podczas spaceru widziałam te wszystkie szczęśliwe osoby ze swoimi rodzinami. Uśmiechnięte dzieci czekające na swe prezenty od rodziców. Tak bardzo brakuje mi moich rodziców. Chciałabym mieć z kim przeżyć prawdziwe święta, jednak zazwyczaj siedzę sama przy stole słuchając jakiś smętnych kolęd. Już wiele razy myślałam nad samobójstwem, jednak jedna osoba mnie od tego odciągała. Liam. Przyspieszyłam kroku, aby szybciej zobaczyć chłopaka. Tamiza- piękna, choć nie zamarznięta przez wysokie mrozy. Tylko gdzieniegdzie pływały niewielkie skry lodu. Podeszłam bliżej i zauważyłam wiele wozów strażackich, policyjnych oraz karetek. Podbiegłam, byłam przestraszona kto chciałby zabić się w święta? Zobaczyłam płacząca kobietę odwróconą do mnie plecami. Gdy ujrzałam jej twarz doznałam szoku. Była to mama Liama. Nie… to nie może być prawda!
-Co się stało?- spytałam szybko. Kobieta otarła cały potok łez spływających po jej policzku.
-Liam… Liam on skoczył do wody i nie żyje.- powiedziała kobieta i wybuchła rzewnym płaczem. To nie mogła być prawda! Po moich policzkach zaczęły płynąć słone łzy na samą myśl, że go już nie ma. Moje życie straciło już jakikolwiek sen… Obiecywał, że będzie na mnie tutaj czekać. Gdyby nie moja choroba, wszystko byłoby dobrze… Nie mam już dla kogo żyć. Szybko podbiegłam do barierki i stanęłam na niej.
-Proszę, powoli zejść.- dobiegł mnie głos strażaka. Jeden, mały krok i byłam pewna, że za chwile spotkam mojego ukochanego w nowym, lepszym świecie.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Nie wiem czy pisać jeszcze jakieś One Shoty, to zależy tylko od was więc piszcie w komentarzach. One Shot powinien się pojawić wcześniej jednak gdy pisałam go przedwczoraj nagle mi się laptop zawiesił, wyłączył i wszystko zostało utracone... Musiałam pisać od nowa. Co do rozdziału powinien się pojawić w niedzielę, bo jutro raczej się nie wyrobię. Więc to na tyle, komentujcie.