niedziela, 2 czerwca 2013

Rozdział 8


*z dedykacją dla wszystkich moich czytelników<3*

 
,,Nie idź przede mną,
bo mogę nie nadążyć.
Nie idź za mną,
bo nie dam rady poprowadzić.
Idź obok mnie i po prostu bądź moim przyjacielem..."

 

Siedziałam tam cały czas płacząc i moknąc gdy poczuła rękę na moim ramieniu. Odwróciłam się i ujrzałam dziewczynę o pięknych blond włosach, opadającymi kaskadami na jej szczupłe ramiona, oraz dużych, zielonych oczach. Widziałam już gdzieś tą osobę. Tak, to Lucy! Jak mogłam o niej zapomnieć. Szybko białym rękawem  od mojego swetra otarłam  słone łzy spływające po bladym policzku.
-Julie, co się stało?- spytała z troską. Zamyśliłam się chwile.
-Po prostu dowiedziałam się za dużo rzeczy jak na jeden dzień.- odpowiedziałam cicho. Budziłam się  rano i byłam pewna, że dzisiaj nic mnie już nie zaskoczy, zwykła rutyna, jednak bardzo się myliłam.
-Może chciałabyś opowiedzieć mi o tym?- spytała.
-Nie będę cię zanudzać.- szybko dodałam.
-Nawet tak nie mów. Idziemy do mnie i porozmawiamy, nie siedźmy tutaj na deszczu.- odpowiedziała cicho i spojrzała na mnie. Kiwnęłam głową na znak, że się zgadzam, a co innego mogłam w tej chwili zrobić. Nie mam ochoty wracać do domu. Powoli wstałyśmy i udałyśmy się w stronę domu Lucy. Pogoda nad Londynem poprawiała się i co chwile można było poczuć ciepły promień słońca na swej twarzy. Gdzieniegdzie dzieci wychodziły na dwór ubrane w kurtki przeciwdeszczowa i kalosze, aby poskakać po kałużach. Blondynka zaczęła szukać czegoś w prawej kieszeni swojego brązowego płaszcza i po chwili wyjęła swą zgubę. W dłoni trzymała paczkę miętowych papierosów i zapalniczkę. Wyjęła jednego papierosa, zapaliła i rozkoszowała chwilą gdy tytoń wypełniał jej płuca.
-Ty palisz?- spytałam. Blondynka spojrzała na mnie i uśmiechnęła się.
-Od niedawna, szczególnie przez moje problemy. Próbuję z tym skończyć jednak na marne. Już jesteśmy na miejscu.- dodała. Spojrzałam na budynek stojący przede mną.  Nieduży,  biały piętrowy domek, z zachęcającą do odwiedzenia małą werandą. Otworzyłam czarną ,żelazną furtkę i ujrzałam duży, zadbany ogród. W wyznaczonych miejscach rosły, jeszcze nierozkwitnięte róże, a gdzieniegdzie wiły się wieloletnie pnącza. Przeszłyśmy wyznaczoną drogą w stronę solidnych drzwi frontowych. Lucy wyjęła z prawej kieszeni spodni klucze i otworzyła zamek.
-Proszę wchodź.- dodała uśmiechając się. Weszła do środka i ujrzała ładny, przestrzenny salon połączony z nowatorską kuchnią.  Na ścianach można było zauważyć liczne rysunki, jak mniemam  autorstwa Lucy. W rogu stała, brązowa sofa, a na wprost niej znajdował się duży telewizor. Po prawej stronie od dużego okna stała mała szafka z licznymi książkami oraz filmami.
-Rozgość się, chcesz coś do picia?- dobiegł mnie głos blondynki.
-Może być herbata.- odpowiedziałam szybko.
-Ok, już idę robić.- dodała zielonooka i udała się w stronę kuchni. Podeszłam bliżej do wcześniej wspomnianych malowideł.  Wszystkie były w pastelowych, bądź ciemnych barwach i emanowały smutkiem. Nie były to jakieś pstrokate rysuneczki, tylko wywołujące emocje arcydzieła.  Muszę przyznać, Lucy ma naprawdę wielki talent. Właśnie w tej chwili do salonu weszła blondynka z dwoma, białymi kubkami, w których ciecz cały czas parowała.
-Widzę, że oglądasz moje okropne rysunki.- powiedziała. Spojrzałam na nią i podniosłam jedną brew ku górze.
-Okropne? Dziewczyno, one są niesamowite.- odpowiedziałam szybko i usiadłam obok niej na sofie.
-Takie tam amatorskie rysowanie.- upierała się.
-Taaa, co ja bym oddała aby tak malować.- sprzeczałam się cały czas, dopóki blondynka dała za wygraną. Sięgnęłam po kubek i upiłam łyk malinowej herbaty.
-Mam takie jedno pytanie. Czemu one są o takiej smutnej tematyce?- spytałam, a blondynka zamyśliłam się chwile.
-Bo… ja jeszcze nikomu o tym nie mówiłam.- odpowiedziała cicho.
-To może najwyższy czas to zmienić ?- zachęciłam ją. Lucy kiwnęła głową.
-Dwa lata temu byłam chora na bulimię. Wieczorem zawsze dostawałam napadów, jadłam wszystko co popadnie, a później wymiotowałam.  Rodzice wysłali mnie na terapie do specjalnego ośrodka. Tam psycholog kazała znaleźć sobie jakieś hobby, aby przestać myśleć o chorobie. Prawie całe dnie siedziałam i malowałam. Tak naprawę dzięki temu pokonałam chorobę i wróciłam do prawidłowej wagi.- skończyła i jedna, samotna łza spłynęła po jej policzku. Mocno ją przytuliłam.
-Nie warto wracać już do przeszłości.- szepnęłam.
-Tak, masz rację, lepiej mów czemu dzisiaj płakałaś?- spytała i wszystkie wspomnienia wróciły z podwojoną siłą. Musiałam się komuś wygadać.
-Okazało się, że osoby które mnie wychowują od kąt pamiętam nie są moimi biologicznymi rodzicami. Moi prawdziwi rodzice zginęli w wypadku, w którym tylko ja przeżyłam, ale po nim miałam amnezję. Moi obecni ,,rodzice” nie powiedzieli mi nic do tego dnia. Gdyby Vanessa nie wygadała się przez przypadek, cały czas żyłabym w nieświadomości.  Nie chcę teraz widzieć na oczy moich przybranych rodziców. Najgorsze jest to, że nie mogę już spotkać moich prawdziwych rodziców i spytać dlaczego chcieli mnie oddać do ośrodka. Teraz jest już na wszystko za późno…- skończyłam i zalałam się łzami, Lucy od razu mnie przytuliła.
-Nie rozmawiajmy już na takie tematy? Możesz u mnie zanocować jak chcesz- dodała zielonooka.
-Naprawdę?-spytałam. Blondynka pokiwała głową.
-Dziękuję Ci.-dodałam.
-Mam jeszcze jedno pytanie. Ty się spotykasz z tym Niallem z One Direction?
-Tylko raz byłam z nim na spacerze, ale przez te hejty na twitterze i w ogóle nie chcę już tego powtarzać.-powiedziałam szybko.
- Mi się jakoś nie spieszy do związków. To widzę, że będziemy starymi pannami z kotami.- zaśmiałam się cicho na ostatnie słowa.
-Zawsze, gdy mam jakieś kłopoty piszę pamiętnik.-poradziła mi Lucy, na co ja kiwnęłam głową. Właśnie w tej chwili duży, brązowy zegar w salonie wybił godzinę 22.
-Może idziemy już spać?- spytała blondynka.
-Ok.- odpowiedziałam i poszłyśmy na górę. Lucy otworzyła białe, mahoniowe  drzwi od swojego pokoju. Ujrzałam duże, brązowe łóżko, a obok niego małą szafkę.  W rogu stała wielka szafa z szybą, a naprzeciw niej mała półka na której stały najróżniejsze zdjęcia włożone w ramki. Na ścianach można było dostrzec dużo rysunków, oraz napisów jak się domyślam autorstwa Lucy.
-Ładnie tutaj masz.- powiedziałam cicho.
-Dzięki. Pożyczę ci jakieś ubrania.- powiedziała blondynka i podeszła do szafy. Wybrała siwą, dużą koszulkę i spodenki, po czym mi je podała.
-Wyjdziesz z tego pokoju i po prawo jest łazienka. Bierz, co chcesz nie krępuj się. Jeśli chodzi o szczoteczkę, to otworzysz taką małą szafkę tam jest ich kilka ostatnio kupowałam, wybierzesz sobie. Ręczniki leżą na pralce.- powiedziała i uśmiechnęła się do mnie mile.
-Dzięki.- odpowiedziałam i podążyłam w stronę łazienki.  Otworzyłam brązowe drzwi i weszłam do środka. Zdjęłam moje ubrania i weszłam pod prysznic. Odkręciłam zimny strumień wody i relaksowałam się orzeźwiającą kąpielą. Po paru minutach wyszłam i osuszyłam moje ciało kremowym ręcznikiem. Następnie nałożyłam na siebie wcześniej wybrane ubrania. Wyszczotkowałam swoje  mokre długie, brązowe włosy i pozwoliłam im swobodnie opadać na moje ramiona. Otworzyłam brązową szafkę, obok lustra i wyjęłam jedną z szczoteczek. Nałożyłam na nią trochę pasty i dokładnie wyszczotkowałam zęby. Wyszłam z łazienki i podążyłam w stronę pokoju.
-To ty się tutaj rozejrzyj czy coś, a ja idę do łazienki.- dodała Lucy i wyszła. Usiadłam na łóżku i myślałam jak potoczyć teraz swoje życie. Podeszłam do szafki z zdjęciami i zaczęłam je oglądać. Na prawie wszystkich widniałaLucy jak się nie mylę ze swoimi rodzicami. Wróciłam na łóżko i usiadłam nie wiedząc co robić. Właśnie w tej chwili do pokoju wróciła już zielonooka. Położyłam się wygodnie na łóżku, po czym ona zrobiła to samo.
-Dobranoc.- szepnęła.
-Dobranoc.-odpowiedziałam cicho.  Blondynka zgasiła światło, a ja ułożyłam głowę wygodniej na poduszce. Cieszę się, że poznałam Lucy, co ja bym bez niej zrobiła? Zamknęłam oczy i po chwili odpłynęłam do krainy Morfeusza.
 
~*~

Obudziły mnie wiosenne promienie słońca wpadające przez duże okno. Otworzyłam powoli oczy i spojrzałam na zegar 8:30. Obróciłam głowę i ujrzałam, że nie ma Lucy. Ciekawe gdzie jest? Właśnie w tej chwili usłyszałam  odgłos spadających talerzy. Zeszłam na dół po brązowych, drewnianych schodach i ujrzałam dziewczynę sprzątającą potłuczony talerz.
-Sorry, że cię obudziłam.- powiedziała sprzątając.
-Nie, nic się nie stało. Pomogę ci.- powiedziałam i razem sprzątnęłyśmy kawałki talerza.
-Na co masz ochotę na śniadanie?- spytała blondynka.
-Obojętnie nie chcę ci robić kłopotu.
-Żaden kłopot, lubię przyrządzać różne potrawy, jednak moja koordynacja ruchowa daje dużo do życzenia. To może tosty?-kiwnęłam głową na znak, że się zgadzam. Po paru minutach były już gotowe. Zjadłyśmy cały czas rozmawiając o najróżniejszych rzeczach.
-Muszę iść zrobić zakupy, nie ma już nic do jedzenia wybierzesz się ze mną?- spytała.
-Mogę iść. odpowiedziałam szybko.
-Super, to chodź na górę przebierzemy się, ja ci pożyczę jakiś strój.-powiedziała i obie udałyśmy się na górę do jej pokoju. Blondynka podeszła do szafy i po chwili namysłu wybrała dla mnie kremową koszulę, ciemne rurki i białe converse, po czym mi to podała. Udałam się powoli w stronę łazienki. Ubrałam wcześniej wybrane rzeczy i podeszłam do umywalki. Przemyłam twarz zimną wodą i otarłam ręcznikiem. Na szczoteczkę nałożyłam trochę pasty i wyszczotkowałam dokładnie zęby. Następnie wyczesałam moje długie, brązowe włosy i pozwoliłam im swobodnie opadać na moje ramiona.  Postanowiłam dzisiaj się nie malować. Wyszłam z łazienki i udałam się w stronę pokoju.
-To ja teraz idę.- poinformowała mnie Lucy. Długo nie musiałam na nią czekać, bo po 10 minutach była już z powrotem. Zeszłyśmy na powoli na dół, gdzie Lucy poszła po swoją torebkę. Zapakowała wszystko co potrzebne, nie pomijając papierosów i wyszłyśmy na dwór, następnie zielonooka zamknęła drzwi na klucz i wrzuciła go do torebki. Postanowiłyśmy przejść się pieszo i skorzystać z pięknej pogody, która była niestety rzadkością w Londynie. Po paru minutach byłyśmy już na miejscu i weszłyśmy do sklepu. Jak zawsze panował tam tłok i co chwila jakaś osoba się o nas obijała. Lucy podeszła do działu z nabiałami i sięgnęła po mleko, jednak chłopak stojący obok zrobił to samo i sięgnął po ten sam karton. Spojrzał się w naszą stronę i zauważyłam Harry’ego. Jeszcze jego tutaj brakowało?!
-Moje puszczaj.- powiedziała zła Lucy.
-Oj piękna nie wnerwiaj się. Ja byłem pierwszy.- odpowiedział.
-Takie teksty to sobie możesz gadać, ale nie do mnie, dawaj!-krzyknęła na co kilku ludzi spojrzało się na nich, a kudłaty zaczął się śmiać.
-Ej, możecie się nie kłócić jest tutaj dużo kartonów z mlekiem.- próbowałam zażegnać tą trochę głupią kłótnię.
-Ok będę taka dobra i ustąpię głupszemu.-odpowiedziała Lucy i puściła karton. Chłopak uśmiechnął się triumfalnie jednak później mina mu zrzedła gdy przeanalizował sobie wypowiedzieć blondynki.
-Ej ja nie jestem głupi.-upierał się.
-Taa wcale.- przekomarzała się blondynka.
-Ok, oboje jesteście głupi, bo kłócicie się o głupie mleko!-krzyknęłam, na co oboje się na mnie spojrzeli.
-Ooo Julie cześć.-przywitał się Harry na co odpowiedziałam mu krótkim ,,Siema”
-To może piękna blondynka dałaby mi swój numer?-spytał z uśmieszkiem chłopak. Lucy na jego pytanie popukała się w głowę.
-Chyba śnisz chłopczyku. Cześć- dodała i odeszła od chłopaka. On chciał coś dodać jednak było już za późno.
-Nie na widzę takich natrętnych chłopaków. Myśli, że gdy jest sławny to wszystkie na niego lecą?-szepnęła do mnie zielonooka. Poczułam wibracje w prawej kieszeni spodni. Sięgnęłam po telefon, dotknęłam kopertę i odczytałam wiadomość..
,,Cześć Julie mam do ciebie prośbę mogłabyś mi dać numer tej dziewczyny. Proooszę cię tak bardzo.”
Szybko odpisałam.
,,Nie mogę ci dać, musisz sam ją o to poprosić jeszcze raz. Wysil się;).”
Nawet nie po minucie otrzymałam odpowiedź.
,,To powiedz mi chociaż jak ma na imię”
Czy ten chłopak nie odpuści już sobie? Odpisałam mu.
,,Lucy”
Gdy blondynka miała już wszystkie potrzebne produkty podążyłyśmy w stronę kasy. Stałyśmy w bardzo długiej kolejce i gdy Lucy zapłaciła  za produkty wyszłyśmy z sklepu, następnie podążyłyśmy w stronę jej domu spacerując oraz cały czas się śmiejąc z wcześniejszej sytuacji.
 
---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Jakoś mnie tak wena opuściła, ale obiecałam dodać dzisiaj więc dotrzymuję słowa. Miał się pojawić już wczoraj, jednak wybrałam się na tak jakby festyn, nic z tego nie było i do tego zmokłam z koleżanką, więc dzisiaj od samego rana powitał mnie ból gardła. Godzinę siedziałyśmy w sklepie i czekałyśmy aż deszcz przejdzie! Zapraszam jeszcze do czytania i komentowania One Shota. Następny chyba za tydzień. Zmieniłam także trochę wygląd bloga tamten mi się już znudził. Komentujcie:)
 

 

 

 

9 komentarzy :

  1. Genialny rozdział, ale dodałaś go aż 3 razy ;)
    Jestem ciekawa jak będzie z Lucy :0
    Zapraszam na nowego bloga: http://sweet-dis.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  2. Ooo, widzę nowe znajomości ^^
    Rozdzialik bardzo mi smakował :3
    Ja już chcę 9 rozdział! C:
    Czyżby Niall sobie odpuścił? Coś o nim cichutko... :<
    Jak nie zadzwoni do Julie to... nie ugotuję mu bigosu? ;)
    Nowy wygląd bloga - lepszy ;>
    Taka moja rada: Najlepiej by było, gdybyś dodała jakiś szablon ( tematyczny ) Ale nie bierz tego do siebie.
    Zdrowiej! (=
    Pozdrawiam i życzę dużo wenki.:*
    P.S. Dziękuję, że dodałaś dzisiaj rozdział *.*

    OdpowiedzUsuń
  3. Cudowny rozdział, przeczytałam 2 razy ;**
    Świetnie piszesz! ;)

    http://closertotheedge1.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  4. Super, super, super :D
    Fajnie, że Julie i Lucy wyrzuciły w końcu z siebie wszystko :)
    We dwójkę zawsze raźniej jest wszystko przeżyć... :)
    I widzę, ze między Lucy a Harrym coś się kroi. W końcu kto się czubi ten się lubi :P
    A teraz czekam nn :D
    Pozdrawiam i życzę weny :*

    Zapraszam też do mnie na nowy rozdział :)
    http://onewayoranother-one-direction.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń
  5. Czekam na nexta :) zapraszam do mnie, dodalam nowy rozdział :)
    Pozdrawiam ciepło, i życzę weny :) xoxo

    OdpowiedzUsuń
  6. Wreszcie jest. Jak czytałam to cały czas miałam zaciesz na ryju. Nie wiem czemu, ale miałam. Czy Niall i Jullie się jeszcze spotkają?
    Całuję i życzę weny Mia ;*

    OdpowiedzUsuń
  7. No w końcu :D hehe xd
    Bardzo ciekawy rozdział i w końcu trochę dłuższy *.*
    Piszesz coraz lepiej :*
    Juz nie mogę doczekać się następnego :D
    Życzę ci weny i czasu na pisane :**

    PS. Zapraszam też do siebie na nowy rozdział x

    OdpowiedzUsuń
  8. czekam na następny rozdział

    OdpowiedzUsuń
  9. O tak ;d
    To to na co liczyłam ;)
    Czekam na nn ;dd

    OdpowiedzUsuń