piątek, 31 maja 2013

One Shot: ,,One second too late"


Czas i miejsce akcji: 30 września- 24 grudnia 2013 roku, Londyn
Bohaterowie: Alice Smith  , Liam Payne, James Brown
Opis: Alice i Liam są przyjaciółmi już od dziecięcych lat.  Dziewczyna od pewnego czasu czuje do chłopaka coś więcej, jednak nie wie jak mu to powiedzieć.  Czy kiedyś będą razem? Jakie wydarzenie ich ze sobą połączy?

 
-To ja już chyba będę iść.- powiedziała niepewnie Alice, stojąc w progu solidnych drzwi spuszczając głowę i patrząc na swoje czerwone Vansy. Prawie codziennie spotykała się z Liamem, ale byli przyjaciółmi, tylko.  Blondynka już od dawna czuła do niego coś więcej, jednak bała się powiedzieć mu o swoich uczuciach. Myślała że jej najgorsze sny się spełnią i brunet ją wyśmieje.
-Tak, to yyy… cześć.- powiedział niepewnie chłopak. Dziewczyna kiwnęła głową i przytulili się na pożegnanie. Alice uwielbiała ten jego mocny uścisk i piękne perfumy, którymi zawsze wypełniała swój nos. Odkleili się od siebie i blondynka udała się w stronę furki. Idąc poczuła straszny ból z tyłu głowy i cały świat przed jej oczami zaczął wirować z niewyobrażalną prędkością. Oczy jej mimowolnie się zamknęły i upadając na twardą kostkę usłyszała tylko pytanie bruneta.
-Alice, co się dzieje?
~*~

Alice otworzyła powoli oczy i zlustrowała pomieszczenie, w którym była. Bardzo dobrze je znała był to salon bruneta gdzie uwielbiała przebywać. Podniosła powoli głowę i poczuła straszny ból. Zobaczyła Liama z patrzącego na nią z troską.
-Co się stało?- spytała cicho blondynka
-Gdy odchodziłaś nagle zemdlałaś. Przestraszyłem się i zaniosłem cię do salonu. Chwilę potem wybudziłaś się, ale i tak w tej chwili jedziemy do szpitala.- powiedział swoim ,,ojcowskim” tonem.
-Ja nigdzie nie jadę, bardzo dobrze się czuję. To było tylko zwykłe omdlenie.- dodała Alice.
-Jedziemy w tej chwili.- odpowiedział jej chłopak i wstał z brązowego fotela.
-Nie wymądrzaj się, bo i tak jestem od ciebie o miesiąc starsza.- powiedziała dumnie blondynka.
-Proszę cię, nie chwal się już tym.- odpowiedział jej chłopak, który i tak był cały czas przejęty tym wydarzeniem.
-No dobrze, jak tak bardzo chcesz to jedźmy.- odpowiedziałam mu dziewczyna i postanowiła wstać z sofy, jednak znowu wszystko przed jej oczami zaczęło się kręcić. Chłopak podbiegł do niej i przytrzymał, aby się nie przewróciła.
-Już dobrze, chodźmy.- powiedziała blondynka i powoli wstała, złapała jeszcze swój czarny płaszcz i zarzuciła na siebie. Wyszli z domu, a twarz Alice od razu otuliło zimne, oraz rześkie powietrze. Weszli do samochodu i chłopak odpalając go ruszyli w stronę szpitala. Nad Londynem pojawiły się duże, ciemne chmury, z których zaczął padać deszcz. Blondynka przyłożyła głowę do szyby i spoglądała na dwie sunące krople po szybie, które wyglądały jakby się ścigały. Po paru minutach byli już na miejscu, wyszli z samochodu i udali się w stronę szpitala. Otworzyli duże, szklane drzwi i zobaczyli całkiem pustą poczekalnię, co raczej było dużą rzadkością tutaj. Blondynka poczuła ten nieprzyjemny zapach, którego tak bardzo nienawidziła. Szybkim krokiem podeszła do recepcji, gdzie stała młoda dziewczyna, o dużych zielonych oczach i włosach związanymi w starannego koka. Na sobie miała tradycyjny, biały fartuch pielęgniarek.
-Jak się pani nazywa?- spytała wyciągając spod lady jedną kartę pacjenta.
-Alice Smith.
-Poproszę o dowód osobisty.- dodała dziewczyna i Alice zaczęła szukać go w swojej torebce.
-Proszę.- podała dowód pielęgniarce.
-Dobrze, to proszę iść prosto i później w lewo do pokoju doktora, powinien być wolny.- dodała spokojnie.
-Dziękuję.- odpowiedziała jej Alice i razem z Liamem poszli w wcześniej powiedziane miejsce.
-To ja idę, a ty tutaj zaczekaj.- powiedziałablondynka, na co chłopak tylko kiwnął głową, na znak, że się zgadza. Zapukała cicho do brązowych drzwi i powoli weszła do środka. Ujrzała starszego mężczyznę około 40 lat, z bardzo widocznym zarostem na twarzy o dużych, ciemnych oczach zza grubych okularów. Na głowie można było dostrzec już liczną ilość siwych włosów. Mężczyzna podniósł głowę znad sterty najróżniejszych dokumentów.
-Dzień dobry.- przywitała się niebieskooka.
-Dzień dobry lekarz James Brown , proszę usiąść.- powiedział starszy pan miłym głosem, pokazując tym samym na białe krzesło. Dziewczyna posłusznie usiadła.
-Więc co panią tutaj sprowadza?- spytał doktor.
-Dzisiaj strasznie bolała mnie głowa od samego rana i gdy miałam już wracać od mojego przyjaciela zemdlałam.- opowiedziała Alice, a starszy pan przyglądał jej się z zaciekawieniem.
- A miała pani takie dolegliwości kiedykolwiek jeszcze?- spytał.
-Czasami miałam po prostu zwykłe zawroty głowy.- odpowiedziała mu niebieskooka.
-Bez badań nic nie mogę stwierdzić, dlatego wyślę panią teraz na prześwietlenie czaszki.- dodał lekarz i zaczął wypisywać skierowanie. Po chwili już skończył i wręczył małą kartkę dziewczynie.
-Proszę iść w lewo i do końca korytarza.- poinstruował blondynkę lekarz.
-Dobrze, do widzenia. - odpowiedziała mu Alice i wyszła z gabinetu zamykając cicho drzwi. Na poczekalni cały czas siedział Liam przez co Alice mimowolnie się uśmiechnęła.
-I co się stało?- spytał od razu
-Jeszcze nie wiadomo mam iść na prześwietlenie. Chodźmy.- chłopak kiwnął głową na znak, że się zgadza i poszli w wcześniej wyznaczone miejsce. Dziewczyna zapukała cicho i weszła do środka. Podała skierowanie i zaczęła się przygotowywać do badania. Po paru minutach było już po wszystkim, kazano jej wyjść na korytarz i czekać na wyniki. Blondynka siedząc wraz z chłopakiem na niewygodnych krzesełkach myślała o najróżniejszych rzeczach. Nagle z pokoju lekarzy, wyszedł wcześniej wspomniany doktor z nie zbyt wesołym wyrazem twarzy.
-Panno Alice zapraszam do gabinetu.- powiedział spokojnie lekarz. Blondynka wstała i spojrzała kątem oka na chłopaka, który nerwowo się uśmiechał. Niebieskooka weszła do gabinetu i usiadła na niewygodnym krzesełku. Mężczyzna zdjął okulary i jeszcze raz przypatrzył się wynikom.
-Mam już wyniki i muszę panią o czymś powiadomić.- powiedział lekarz poważnym tonem, przez co na ciele blondynki pojawiły się ciarki.
-Proszę mówić.- zachęciła go.
-Więc… Na padaniach stwierdzono, że ma pani raka mózgu.- powiedział lekarz, a twarz Alice mimowolnie była już zalana słonymi łzami. Dobrze pamiętała ten dzień, gdy jej mama umarła właśnie na tą chorobę. Siedziała przy niej na łóżku, trzymając za rękę i po prostu patrząc jak umiera. Nie mogła wtedy nic zrobić, choć tak bardzo prosiła wszystkich lekarzy, aby cały czas reanimowali jej mamę.
-Ale… Jest jeszcze jakaś pomoc dla mnie?- spytała cicho blondynka. Mężczyzna zastanowił się chwilę.
-Stadium choroby jest już dosyć zaawansowane jednak istnieje pewna metoda. Nie przeprowadzaliśmy jej jeszcze na nikim, więc jest  dużo ryzyko. Polega ona na tym, aby uśpić pacjenta na tydzień i wtedy przeprowadzić operację. W pani przypadku, musielibyśmy zrobić to jak najprędzej najlepiej dzisiaj.- zakończył lekarz, ale blondynka byłam już wcześniej pewna, że nie podda się chorobie i będzie walczyć dla swojej nieżyjącej mamy.
-Dobrze,  na wszystko się zgadzam.- odpowiedziała pośpiesznie.
-Mamy powiadomić pani rodziców?- spytał, a jedna, mała łza spłynęła po bladym policzku dziewczyny. Wszystkie wspomnienia znowu wróciły z podwójną siłą.
-Moja mama umarła rok temu na raka, a tata był policjantem, zabito go podczas strzelaniny. Nawet go dokładnie nie pamiętam miałam tylko 3 lata.- powiedziała i otarła swoją mokrą twarz rękawem białego swetra.
-Bardzo mi przykro… Za chwilę panią położymy w jednej z sal. Do zobaczenia.-odpowiedział lekarz, a dziewczyna udała się do drzwi. Jak miała teraz o wszystkim powiedzieć Liamowi? Wyszła z Sali i poszła w stronę chłopaka. Gdy on zauważył jej zapłakaną twarz szybko podbiegł do niej.
-Alice, co się stało?- spytał. Dziewczyna wzięła głęboki wdech.
-Wykryto u mnie raka mózgu i teraz lekarze mnie uśpią na tydzień aby przeprowadzić operację. Wiesz czego się cholernie boję? Że już nigdy nie otworzę swych oczu.- powiedziała blondynka i rozpłakała się. Chłopak objął ją i mocno przytulił.
-Wybudzisz się zobaczysz. Będę tutaj na ciebie czekać. Jeszcze nie raz na mnie nakrzyczysz.- odpowiedział, a dziewczyna lekko się zaśmiała. Właśnie w tej chwili podeszła do nich młoda pielęgniarka.
-Przepraszam, pani Alice Smith?- spytała. Blondynka kiwnęła głową.
-Zaprowadzę panią do sali, przebierze się i przygotuję do zabiegu.- odpowiedziała cicho.
-Idź, za chwilę do ciebie przyjdę.- dodał Liam, na co niebieskooka kiwnęła głową. Podążyła posłusznie za pielęgniarką do sali 212. Przebrała się za parawanem w zwykły, biały fartuch. Następnie położyła się na niewygodnym, szpitalnym łóżku. Właśnie w tej chwili usłyszała zgrzyt otwierających się drzwi. Podniosła głowę i zobaczyła Liama próbującego się uśmiechać. Chłopak usiadł obok niej na białym krześle.
-Bo… Ja już mogę się nigdy nie obudzić. Chcę abyś wiedział, że… tylko na tobie mogę polegać.- powiedziała cicho blondynka jednak w myślach mocno się skarciła. Tak bardzo chciała mu powiedzieć, że go kocha jednak bała się odrzucenia. Teraz jest na wszystko za późno, być może już nigdy nie otworzy swych oczu.
-Nawet tak nie mów, że się nie wybudzisz. Pamiętaj czekam tutaj na ciebie.- dodał chłopak. Właśnie w tej chwili do sali wszedł lekarz i młoda pielęgniarka.
-I jak się pani czuje?- spytał mile.
-Dobrze. Tylko trochę się boję, że się nie wybudzę.- odpowiedziała cicho blondynka.
-Trzeba być dobrej myśli. Teraz podamy pani środek usypiający.-  dodał lekarz i do kroplówki dziewczyny podeszła pielęgniarka. Podała środek usypiający, który już po chwili przedostał się do jej organizmu wraz z krwią wnikając do nawet najmniejszych komórek ciała. Głosy już prawie nie docierały do niej, a oczy robiły się coraz cięższe. Oszczętkami sił wyszeptała.
-Liam, kocham cię.- i zamknęła oczy z nadzieją, że kiedyś je jeszcze otworzy.


*Perspektywa Liama (narracja 1 osobowa)*

Usłyszałem jej głos i szybko odwróciłem głowę. To niemożliwe jak zwykłe, dwa słowa potrafią uszczęśliwić. Już nie mogę się doczekać, aby powiedzieć jej, że także ją kocham. Tak bardzo chciałbym znów ujrzeć te piękne, niebieskie tęczówki. Teraz jedyne co mogę robić to prosić Boga, aby się wybudziła.


*2 tygodnie później, perspektywa Liama*

Alice, nadal się nie wybudziła. Operacja niby przebiegła pomyślnie, jednak ona powinna otworzyć swoje oczy już tydzień temu. Lekarze załamują ręce i myślą o najgorszym. Ja cały czas przesiaduję obok łóżka, trzymając jej kruchą rękę i czekając na jakikolwiek znak. Moje codzienne dni wyglądają tak samo. Wstaję rano, przyjeżdżam do szpitala, i siedzę tak do końca odwiedzin czyli 22. Bardzo trudno jest mi się pożegnać z Alice. Boję się najgorszego… Nie! Nie mogę mówić tak jakby ona już nie żyła! Przecież cały czas oddycha, serce choć nie równo bije i czuję jej ciepłe ciało. Moje życie bez niej straciłoby jakikolwiek sens. Popełniłbym samobójstwo, nie mógłbym żyć z tak wielkim bólem, oraz pustką w sercu. Właśnie teraz dobiegł mnie okropny pisk wszystkich aparatur. Spojrzałem na jej twarz, która zaczęła sinieć. Nie mogłem pozwolić jej odejść, nie teraz…
-Alice, nie zostawiaj mnie!- krzyknąłem choć i tak się to na nic nie zdało. Do sali wbiegł tłum zdenerwowanych lekarzy.
-Migotanie komór, szybko reanimujemy!- krzyknął jeden z nich. Nie mogłem na to patrzeć jak moja ukochana odchodzi.
-Ratujcie ją!- krzyknąłem. Podeszła do mnie młoda pielęgniarka.
-Proszę stąd wyjść.- powiedziała. Wyszedłem z sali i udałem się w stronę wyjścia. Moje życie straciło jakikolwiek sens. Nie mam dla kogo oddychać, a serce bić.

 
*2 dni później, perspektywa Alice*

Otworzyłam powoli oczy i od razu tego pożałowałam. Poczułam przeszywający ból w skroniach. Rozejrzałam się dookoła i dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że znajduję się w szpitali. Byłam zawiedzona, że przy mnie nie siedział Liam. Chciałam go tak bardzo zobaczyć, przytulić! Właśnie w tej chwili do sali wszedł lekarz.
-Dzień dobry, jak się pani czuje?- spytał.
-Yyy… Dobrze, a może mi pan powiedzieć co się w międzyczasie działo?- spytałam, a lekarz kiwnął głową.
-Spała pani prawie miesiąc. Wiem, że powinna się pani wybudzić po tygodniu, jednak nastąpiły pewne komplikacje. Najgorsze było to, że po 2 tygodniach prawie pani od nas odeszła. Przeprowadziliśmy długą reanimację i na szczęście się udało.- wytłumaczył lekarz. Byłam już tak blisko śmierci, najwidoczniej to jeszcze nie mój czas. Spojrzałam na okno i zauważyłam drzewa całe pokryte białym puchem. Jakie to dziwne uczucie zasnąć w deszczową jesień, a wybudzić w mroźną zimę.
-Mam jeszcze jedno pytanie. Nie wie pan gdzie jest Liam?.- spytałam. Lekarz zamyślił się chwilę.
-Ten chłopak co tutaj przesiadywał?- spytał.
-Tak.- odpowiedziałam szybko.
-Ostatni raz widziałem go w czasie reanimacji, później się już nie pojawił.- odpowiedział, a ja zaczęłam się strasznie martwić. Jeśli on myśli, że ja już nie żyję?! Nie… muszę jak najszybciej stąd wyjść.
-Panie doktorze, kiedy mogę wyjść ze szpitala?-spytałam szybko.
-Jeśli pani tak bardzo zależy, jutro będzie już można obchodzić święta w domu.- powiedział mile, a ja kiwnęłam głową. Już jutro 24 grudnia… Nie przepadam za świętami, szczególnie przez brak moich rodziców.
-To ja już idę. Proszę się wyspać.- dodał lekarz i wyszedł. Ułożyłam się wygodnie i zasnęłam z nadzieją, że już jutro spotkam Liama.
Obudziły mnie kroki pewnej osoby przebywającej w mojej sali. Otworzyłam oczy i ujrzałam uśmiechniętą pielęgniarkę. Spojrzałam na moją prawą rękę i dostrzegłam, że znikła już kroplówka.
-Dzień dobry.- powiedziałam cicho.
-Dzień dobry, mam już pani wypis, oraz życzę wesołych świąt.- dodała i podała mi kartkę. Kiwnęłam głową, na co ona cicho wyszła z sali. Powoli wstałam i nałożyłam na siebie ubrania, które pewnie dawniej przyniósł mi Liam. Co ja bym bez niego zrobiła… Ogarnęłam trochę swoją twarz i wyszłam z sali. Jakie to piękne uczucie, że wychodząc ze szpitala jestem już całkowicie zdrowa. Otworzyłam wyjściowe drzwi i moją twarz owiał zimny wiatr. Postanowiłam przejść się do domu pieszo i zobaczyć jak zmienił się Londyn w czasie zimy. Podczas spaceru widziałam te wszystkie szczęśliwe osoby ze swoimi rodzinami. Uśmiechnięte dzieci czekające na swe prezenty od rodziców. Tak bardzo brakuje mi moich rodziców. Chciałabym mieć z kim przeżyć prawdziwe święta, jednak zazwyczaj siedzę sama przy stole słuchając jakiś smętnych kolęd. Już wiele razy myślałam nad samobójstwem, jednak jedna osoba mnie od tego odciągała. Liam. Przyspieszyłam kroku, aby szybciej zobaczyć chłopaka. Tamiza- piękna, choć nie zamarznięta przez wysokie mrozy. Tylko gdzieniegdzie pływały niewielkie skry lodu. Podeszłam bliżej i zauważyłam wiele wozów strażackich, policyjnych oraz karetek. Podbiegłam, byłam przestraszona kto chciałby zabić się w święta? Zobaczyłam płacząca kobietę odwróconą do mnie plecami. Gdy ujrzałam jej twarz doznałam szoku. Była to mama Liama. Nie… to nie może być prawda!
-Co się stało?- spytałam szybko. Kobieta otarła cały potok łez spływających po jej policzku.
-Liam… Liam on skoczył do wody i nie żyje.- powiedziała kobieta i wybuchła rzewnym płaczem. To nie mogła być prawda! Po moich policzkach zaczęły płynąć słone łzy na samą myśl, że go już nie ma. Moje życie straciło już jakikolwiek sen… Obiecywał, że będzie na mnie tutaj czekać. Gdyby nie moja choroba, wszystko byłoby dobrze… Nie mam już dla kogo żyć. Szybko podbiegłam do barierki i stanęłam na niej.
-Proszę, powoli zejść.- dobiegł mnie głos strażaka. Jeden, mały krok i byłam pewna, że za chwile spotkam mojego ukochanego w nowym, lepszym świecie.

----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Nie wiem czy pisać jeszcze jakieś One Shoty, to zależy tylko od was więc piszcie w komentarzach. One Shot powinien się pojawić wcześniej jednak gdy pisałam go przedwczoraj nagle mi się laptop zawiesił, wyłączył i wszystko zostało utracone... Musiałam pisać od nowa. Co do rozdziału powinien się pojawić w niedzielę, bo jutro raczej się nie wyrobię. Więc to na tyle, komentujcie.
 

środa, 22 maja 2013

Rozdział 7


,,Bezsilność zawsze zbiera się w kąciku oka”



Wyjęłam mojego czarnego iPhona z prawej kieszeni spodni i odczytałam napis Caroline. Czego ten blond pustak może ode mnie chcieć? Szybko odebrałam połączenie, ponieważ miałam już dość słuchania w kółko mojego jakże już znudzonego dzwonka.
-Halo to ty Julie?- spytała swoim piskliwym głosikiem.
-Nie święty Mikołaj wiesz?- odpowiedziałam z sarkazmem. To było bardzo dziwne, że ona po kilku latach postanowiła do mnie zadzwonić, przecież zawsze omijała mnie szerokim łukiem i wyśmiewała.
-Jezu nie obrażaj się tak bardzo od razu. Może chciałabyś zażegnać między nami ten spór?- spytała, czy ona wstąpiła do jakieś organizacji dobroczynnej, że nagle chce się pogodzić? Nie… to musi mieć swoją drugą stronę.
-Dobra nie mydl mi tu teraz oczu, tylko gadaj o co Ci tak naprawdę chodzi.- odpowiedziałam jej już nieźle wkurzona.
-No bo… po prostu chciałam się pogodzić.- odpowiedziała ale zrozumiałam, że to wszystko kłamstwo.
-Nie kłam, tylko gadaj prawdę, jak nie to cześć.- dodałam i już chciałam odłożyć słuchawkę, jednak Caroline od razu się odezwała.
-No bo… ty jesteś teraz tak bardzo znana wszędzie o tobie mowa, a twitter aż huczy więc przydałaby mi się taki mały rozgłos…- nie dałam jej skończyć, ponieważ w środku aż się wszystko we mnie gotowało.
-I ty dlatego do mnie dzwonisz,  aby  powiedzieć mi, że tylko przez mój przypadkowy rozgłos  chcesz się ze mną pogodzić?! Miałam nadzieję, że się zmieniłaś, ale ty nadal jesteś pustą panienką, której zależy tylko na sławie!-  wrzeszczałam.
-Hahaha ale ty jesteś głupia! Naprawdę uwierzyłaś w moją bajeczkę na początku?! Cześć.- powiedziała, a ja mogłam cały czas usłyszeć jej śmiech przez słuchawkę telefonu.
-Nie mam w ogóle o czym już z tobą rozmawiać. Cześć.- dodałam i rzuciłam słuchawką na drewniany stolik. Co ona sobie do cholery myślała?! Nie rozumiem jak mogłam kiedyś się z nią przyjaźnić. Spojrzałam na duży, brązowy zegar. Wskazywał on godzinę 22 dlatego postanowiłam iść już się położyć.  Wolnym krokiem weszłam po drewnianych schodach na górę i otworzyłam moje brązowe drzwi do pokoju. Podeszłam do szafy i wyjęłam luźną, siwą koszulkę, bieliznę i niebieskie spodenki. Następnie udałam się w stronę mojej marmurowej łazienki. Podeszłam do dużej wanny i odkręciłam ciepły strumień wody. Dodałam trochę płynu do kąpieli i rozebrałam się. Weszłam do wanny i rozkoszowałam się chwilą w między czasie słuchając moich ulubionych piosenek. Po paru minutach wyszłam i owinęłam moje ciało kremowym, miękkim ręcznikiem, a włosy białym. Założyłam na siebie wcześniej wybrane rzeczy i podeszłam do lustra. Rozczesałam moje długie, brązowe włosy i pozwoliłam im swobodnie opadać na moje ramiona. Nałożyłam na fioletową szczoteczkę trochę pasty i wyszczotkowałam dokładnie moje zęby. Wyszłam z łazienki i udałam się w stronę pokoju. Położyłam się na wygodnym łóżku, przykryłam  ciepłą, fioletową kołdrą i podążyłam  na spotkanie z moim przyjacielem- Morfeuszem.

 
~*~

 
Obudził mnie donośny dźwięk kropel deszczu obijających się o duże okno od mojego pokoju. Przetarłam powoli ręką zaspane oczy i spojrzałam na zegar, który wskazywał godzinę 8:30. Postanowiłam już zwlec się z łóżka, ponieważ dzisiaj moi rodzice mieli przyjechać z samego rana. Powoli wstałam, aby zapobiec niepotrzebnym zawrotom głowy. Udałam się w stronę mojej dużej szafy i po chwili namysłu wybrałam to  miętowy sweter, czarne rurki i białe converse.. Następnie wolnym krokiem poszłam w stronę mojej marmurowej łazienki. Podeszłam do lustra i prawie dostałam zawału gdy spojrzałam na nie. Od zawsze miałam niską samoocenę i uważałam siebie za bardzo brzydką. Szybko przemyłam moją twarz zimną wodą i osuszyłam puchatym ręcznikiem. Następnie na moją fioletową szczoteczkę nałożyłam trochę pasty i wyszczotkowałam dokładnie zęby. Ubrałam wcześniej wybrany zestaw i sięgnęłam po szczotkę. Wyczesałam dokładnie moje, długie, brązowe włosy i związałam w niestarannego koka. Następnie sięgnęłam po siwą kosmetyczkę i postanowiłam, że nie będę zbyt mocno się malować. Na twarz nałożyłam trochę podkładu, rzęsy wytuszowałam i zrobiłam delikatne kreski eye-linerem na powiekach.. Wyszłam z łazienki i zeszłam powoli schodami na dół. Poczułam straszny głód i podeszłam do dużej lodówki. Otworzyłam ją i postanowiłam zrobić sobie kanapki z serem, ponieważ moje zdolności kulinarne dawały dużo do życzenia. Gdy już skończyłam wzięłam się za jedzenie i gdy już poczułam się nasycona odłożyłam brudne naczynia do zmywarki. Właśnie w tej chwili usłyszałam dźwięk samochodu i ciche śmiechy. Mogłam być pewna, że to moi rodzice. Najpierw zauważyłam moją matkę, była to szczupła kobieta, o długich blond włosach i dużych zielonych oczach. Następnie pokazał się mój ojciec, był bardzo umięśniony, z krótko obciętymi, ciemnymi włosami i dużych, niebieskich oczach. Przez ciągły stres można było już zauważyć kilka siwych włosów. Opierając się o blat czekałam, aż wejdą do domu. Usłyszałam głosy z holu.
-Kochanie gdzie już jedziesz?- spytała moja matka.
-Muszę na chwilę wstąpić do firmy.- odpowiedział
-Aha dobrze, ale wracaj niedługo, bo musimy przygotować przyjęcie dla naszych gości.- o nie znowu szykuje się imprezka w wykonaniu moich rodziców, która wygląda tak, że po paru kieliszkach wszyscy leżą pod stołem, a na następny dzień męczy ich wielki kac.
-Dobrze kochanie, wrócę jak najszybciej.- odpowiedział i dobiegł mnie już tylko głośny trzask solidnych drzwi frontowych. Usłyszałam  kroki mojej matki. Na początku chyba mnie nie zauważyła, ponieważ stałam za nią.
-Co to za zaszczyt spotkał mnie, że przyjechaliście?- spytałam podniesionym tonem, przez  podskoczyła i odwróciła się szybko w moją stronę.
-A co to za powitanie, moja panno?- spytała i podniosła brwi ku górze.
-Takie, na jakie zasługujecie. A czego niby się spodziewałaś?- dodałam
-Co my ci takiego zrobiliśmy, że tak się do mnie odzywasz?- spytała już coraz bardziej zdenerwowana.
-Widzę was raz na rok, ważniejsza jest ta praca. Czuję się tak, jakbym już nie miała rodziców!- odpowiedziałam jej głośno.
-Jak śmiesz tak do mnie mówić nawet nie jesteś naszą córką!- wykrzyczała i po chwili zrobiła się blada, gdy zrozumiała to co powiedziała. Otworzyłam szeroko oczy ze zdumienia i nie mogłam uwierzyć, myślałam, że to jakiś żart i za chwilę pojawi się prowadzący z ukrytą kamerą. 
-Co?- spytałam cicho.
-Nie to nie prawda…- odpowiedziała mi szybko kobieta
-Mów  mi prawdę do jasnej cholery!- wykrzyczałam i walnęłam głośno pięścią w stół. Furia jaka teraz mną owładnęła była nie do powstrzymania. Kobieta powoli usiadła na drewniane krzesło i schowała  swoją głowę w dłoniach.
-Proszę cię usiądź.- odpowiedziała cicho.
-Nigdzie nie będę siadać, mów o co chodzi!- krzyknęłam
-Bo… Ja z twoim tatą bardzo długo walczyliśmy o nasze upragnione, wspólne dziecko jednak po badaniach okazało się,  że jestem bezpłodna. Postanowiliśmy zaadoptować dziecko i właśnie ty byłaś tym wymarzonym.- powiedziała kobieta, a ja poczułam, że po moich policzkach spływają słone łzy. Świadomość, że przez tyle lat byłam okłamywana przez 2 najbliższe mi osoby była czymś strasznym.
-Twoi bardzo młodzi rodzice chcieli cię oddać do ,,Domu dla niechcianych dzieci” i w ten dzień gdy tam się udawaliście, stało się coś strasznego. Twój ojciec stracił kontrolę nad pojazdem i uderzył w duży nadjeżdżający tir, niestety oni zginęli na miejscu.- następna fala nowych, gorzkich łez spływała po moich policzkach. To nie możliwe, że moi prawdziwi rodzice nie żyją. Przecież mogłabym ich jeszcze jakoś odnaleźć i spotkać, porozmawiać ale teraz jest już na wszystko za późno. Czemu Vanessa i Erick mi o tym nie powiedzieli?
-Ty jako jedyna przeżyłaś, twój stan był krytyczny, zapadłaś w śpiączkę. Martwiliśmy się o ciebie strasznie, jednak gdy się wybudziłaś okazało się, że masz amnezję. Niczego nie pamiętałaś, dlatego ja z Erick’em postanowiliśmy nic tobie nie mówić o twoich dawnych rodzicach. Wiem, że bardzo źle postąpiliśmy… Tak naprawdę nazywałaś się Jessie Wesley, jednak zmieniliśmy je na Julie Brown.- kobieta skończyła i było widać, że płakała. Od tej pory nie była już dla mnie moją matką, tylko zupełnie obcą mi osobą. Tyle myśli naraz kłębiło się w mojej głowie, dlatego siedziałam  zapłakana wpatrując się tępo przed siebie.
-Kochanie, powiesz coś?- dobiegł mnie głos całkiem obcej mi kobiety. Nie mogłam już dłużej go słuchać.
-Kochanie? Nie na widzę was!- wykrzyknęłam i wybiegłam z kuchni trącając przy tym biały wazon, który upadł na podłogę rozpijając się w drobny mak. Otworzyłam drzwi i wyszłam na dwór zapominając nawet płaszcza. Londyn był cały skąpany w deszczu, a nawet  najmniejszy promień słońca nie przedostawał się przez grube, ciemne chmury. Biegłam przed siebie, cały czas płacząc i nie wiedząc, czy na moich policzkach są teraz  łzy, czy zimne krople deszczu. W moim sercu stworzyła się wielka dziura, przez te wszystkie wieczne kłamstwa. Czemu nie powiedzieli mi prawdy od razu? Dobiegłam do małego, pięknego jeziorka i usiadłam nad brzegiem. Schowałam głowę w swoich dłoniach i rozpłakałam się jak małe dziecko, nie mogąc przestać. Tak bardzo chciałabym spotkać moich dawnych rodziców i spytać dlaczego chcieli mnie oddać  w całkiem obce ręce. Teraz jest już za późno na wszystko. Siedziałam tam cały czas płacząc i moknąc gdy poczuła rękę na moim ramieniu. Odwróciłam się i ujrzałam…
___________________________________________________________________________

Wiem, że spieprzyłam ten rozdział, ponieważ pisałam go na szybko, dlatego nie zdziwiłabym się gdyby ktoś napisał ,,Do dupy". Muszę powiedzieć, że od teraz zacznie się więcej dziać, ale nic nie będę zdradzać. Piszę też One Shota, niedługo powinien się on ukazać. Od razu mówię, że głównymi bohaterami jest pewna dziewczyna i Liam, dlatego z nim bo według mnie jest mało opowiadań i w ogóle o nim i on pasuje mi do tej roli:).  Jak myślicie kto będzie dalej wcześniej nie zgadliście. Następny powinien się pojawić chyba za tydzień, a i zapraszam do zakładki ,,Pytania do bohaterów/autorki". To chyba na tyle więc Komentujcie tylko szczerze.
 

niedziela, 12 maja 2013

Rozdział 6

(Tak jak chciałyście od teraz rozdziały będą pisane w 1 osobie, więc zapraszam do czytania!)
 
„Śmiech oddala strach jak wiatr mgłę.”
    Stałam po środku salonu jak wryta nie mogąc się poruszyć, ani wymówić choćby jednego słowa. Po mojej głowie krążyły różne myśli typu: ,,Jak to możliwe?”. Czemu ON mnie okłamał gdy pytałam w jakim celu przeprowadził się z Mullingar do Londynu? Pamiętam dobrze Jego słowa ,,Przyjechałem tutaj się uczyć”. Rzeczą, której najbardziej nienawidzę w innych ludziach to kłamstwo. Dopiero teraz dobiegły do mnie ostatnie dźwięki piosenki, którą śpiewała Jego grupa. Przed swoimi oczami zauważyłam szybko machającą dłoń i od razu ocknęłam się, mrugając.
-Halo, jesteś tutaj?-spytała mnie Lucy. Spojrzałam na jej uśmiechniętą twarz.
-Po prostu… źle się poczułam.- skłamałam, za co skarciłam się w głębi duszy. Chciałam zostać w tym momencie sama. Od zawsze tak robiłam, gdy miałam jakieś problemy.
-Ok, to ja już może pójdę widzę, że pogoda się poprawiła? Zapisałam ci mój numer na karteczce. Już w tej chwili kładź się do łóżka i nigdzie nie wstawaj, jeśli źle się czujesz.-mówiła to zakładając swoje brązowe buty. Ja tylko kiwnęłam głową na znak, że rozumiem.
-To do zobaczenia!.-krzyknęła i usłyszałam tylko huk zamykających się mahoniowych oraz solidnych drzwi.
-Cześć.- powiedziałam już sama do siebie. W tej chwili przyszła do mnie myśl, o której nawet nie chciałam wiedzieć. Szybko pobiegłam na górę i pchnęłam mocno brązowe drzwi przez co wydobyły z siebie nieprzyjemny zgrzyt jak z horrorów. Podeszłam do swojego czarnego laptopa i włączyłam go. Czekałam chwilę, aż się załaduje, a dla mnie była to cała wieczność. Gdy wreszcie pojawiła się moja tapeta szybko kliknęłam na ikonkę ,,Internet”. Weszłam w wyszukiwarkę i wpisałam ,,Niall Horan”. Już po chwili wyskoczyło mnóstwo jego zdjęć, oraz kilka całego zespołu. Chwila, przecież tego kudłatego chłopaka obok niego już gdzieś widziałam. Odtworzyłam w swojej głowie wspomnienia niniejszego tygodnia i od razu mnie olśniło. Przecież to był ten wkurzający chłopak Harry na którego kiedyś wpadłam. Cholera jeszcze jego mi tutaj brakowało! Przewijałam dalej zdjęcia i gdy zobaczyłam jedne z nich poczułam się słabo. Zauważyłam na nim siebie i Jego gdy byliśmy w parku. Ostatnią rzeczą jaką pragnęłam w swoim życiu było bycie z jakąś gwiazdką na zdjęciu w sieci. Szybko otworzyłam nową kartę i zalogowałam się na twittera. Zobaczyłam tam to czego najbardziej się obawiałam. Było tam mnóstwo obraźliwych zdań na mój temat.
 
,,Kim ona w ogóle jest?! Niall jest MÓJ!”
,,Weźcie jak ona wygląda niech się przejrzy najpierw w lustrze!”
,,Zabiję dziwkę!”
,,Ona ma ryj jak po operacji plastycznej!”.
 
Przez to wszystko miałam ochotę się rozpłakać. Nie rozumiem jak inni ludzie mogą mnie oceniać, jeśli nie wiedzą na mój temat kompletnie nic. Czy ja im Go zabieram?! Boję się nawet głupiej strzykawki, a co dopiero skalpela! Szybko zamknęłam laptopa, ponieważ nie chciałam już tego wszystkiego czytać. Usłyszałam dźwięk dzwoniącego telefonu. Powoli wstałam i podeszłam do mojego czarnego iPhona leżącego na półce. Spojrzałam na wyświetlacz i zobaczyłam napis Niall. Nie miałam ochoty z Nim rozmawiać dlatego udawałam, że nie słyszę dzwoniącego telefonu. Chłopak cały czas nie dawał za wygraną, a dzwonek mojego telefonu doprowadzał mnie już do szewskiej pasji. Chwyciłam mocno telefon i odebrałam połączenie.
-Cześć, nie przeszkadzam?- gdy usłyszałam jego głos miałam ochotę o wszystkim zapomnieć, jednak po chwili zdrowy rozsądek dał o sobie znać.
-Nie.- odpowiedziałam od niechcenia.
-To dobrze. Nie masz żadnych planów?-spytał. Na pewno nie mam ochoty z nim nigdzie wychodzić. Następne nasze zdjęcia ukazałyby się w internecie.
-Przepraszam Cię, ale jutro jadę do moich kuzynów i zostaję tam na kilka dni.-skłamałam przez co poczułam się bardzo źle.
-To szkoda.-usłyszałam w Jego głosie smutek czy zawiedzenie? Sama nie wiem.
-Ja już muszę kończyć. Cześć.- nie dałam dojść Mu do słowa i od razu się rozłączyłam. Rzuciłam telefon na łóżko i próbowałam o tym wszystkim zapomnieć. Po chwili dobiegł mnie odgłos dzwoniącego telefonu domowego na dole. Czy wszyscy muszą dzwonić w zawsze nieodpowiednim momencie?!  Zeszłam powoli na dół drewnianymi schodami. Podeszłam do telefonu, przycisnęłam zieloną słuchawkę i przyłożyłam głośnik do ucha.
-Halo?-spytałam cicho.
-Cześć córeczko.-dobiegł mnie świergoczący głos mojej matki.
-Cześć, a co się takiego stało, że przypomniałaś sobie o własnej córce?-spytałam
-Nie takim tonem! Dzwonię, aby cię powiadomić, że pojutrze wracam z twoim tatą do domu.
-Wreszcie postanowiliście tutaj zawitać? I co mam z tym fantem zrobić?-spytałam.
-Prosimy cię abyś posprzątała trochę dom, ponieważ zapraszamy naszych znajomych na przyjęcie.-powiedziała, a ja nie miałam ochoty jej już dłużej słuchać.
-Pfff… Przyjedziesz to posprzątasz. Cześć.-dodałam.
-Ale…- nie dokończyła, ponieważ nacisnęłam czerwoną słuchawkę. Nie miałam ochoty już z nią rozmawiać. Takie są relacje z moimi rodzicami. Widzę ich parę razy do roku, lub zostawiają mi jakieś głupie, żółte karteczki na lodówce. Spojrzałam na brązowy zegar w salonie. Wskazywał on godzinę 22:30. Postanowiłam się już położyć dlatego poczłapałam się do mojej marmurowej łazienki. Zdjęłam ubrania i weszłam szybko pod prysznic. Odkręciłam ciepłą wodę i relaksując się po paru minutach wyszłam. Osuszyłam swoje ciało fioletowym ręcznikiem i założyłam bieliznę oraz wcześniej przygotowaną dużą, siwą koszulkę, oraz białe spodenki. Podeszłam do umywalki, nałożyłam na swoją czerwoną szczoteczkę trochę pasty i dokładnie wyszczotkowałam zęby. Sięgnęłam po  grzebień i wyczesałam dokładnie moje mokre, brązowe włosy. Związałam je szybko w niestarannego kucyka. Wyszłam z łazienki i udałam się w stronę mojego pokoju. Położyłam się na wygodnym łóżku i przykrywając ciepłą, fioletową kołdrą zasnęłam.
~*~
 
Rano obudziły mnie ciepłe promienie słońca wkradające się  przez brązowe żaluzje. Otworzyłam powoli oczy i od razu je zamknęłam z powodu okropnego bólu w skroniach. Powoli podparłam się na łokciach i znowu spróbowałam otworzyć oczy. Ból cały czas nie ustępował dlatego postanowiłam czym prędzej wstać i zażyć jakieś leki przeciwbólowe. Często rano spotykały mnie takie bóle głowy lub zawroty jednak nie przejmowałam się tym. Wyszłam z łóżka i nie przebierając się w piżamie poczłapałam się do kuchni. Otworzyłam brązową szafkę i wyjęłam leki przeciwbólowe. Wyjęłam biały kubek i nalałam do niego zimnej wody. Wyjęłam na swoją dłoń jedną tabletkę, połknęłam ją i wypiłam duszkiem wodę. Odstawiłam kubek i udałam się w stronę brązowej sofy. Usiadłam i zaczęło mi się strasznie nudzić. Przypomniałam sobie, że miałam dzisiaj posprzątać dom. Na początku postanowiłam tego nie robić, jednak teraz strasznie zaczęło mi się nudzić. Weszłam powoli na górę do swojego pokoju. Podeszłam do dużej, drewnianej szafy i wyciągnęłam luźną koszulkę oraz dresy. Następnie powoli udałam się do mojej łazienki. Podeszłam do umywalki, nałożyłam na  czerwoną szczoteczkę trochę pasty i dokładnie wyszczotkowałam zęby.  Swoje długie, brązowe włosy związałam w luźnego oraz niestarannego koka. Wyszłam z łazienki i zeszłam powoli na dół po drewnianych schodach. Poszłam do kuchni i sięgnęłam po czerwone jabłko, leżące na białym półmisku. Jedząc je myślałam od czego zacząć sprzątanie. Postanowiłam uprzątnąć trochę salon. Na drewnianym stoliku leżała biała karteczka. Podniosłam nią i zauważyłam ciąg nieznajomych mi cyferek. Dopiero teraz przypomniałam sobie, że to numer Lucy. Wyciągnęłam z kieszeni mojego czarnego iPhona, wprowadziłam go do telefonu i zapisałam w kontaktach. Posprzątałam cały pokój i  wróciłam do kuchni. Brudne naczynia wstawiłam do zmywarki i ją włączyłam. Powoli weszłam na górę i postanowiłam posprzątać trochę w pokoju moich rodziców. Rzadko do niego zaglądałam, po prostu mnie to nie obchodziło. Pchnęłam mocno brązowe, mahoniowe drzwi i weszłam do środka. Zobaczyłam duże, brązowe łóżko, w rogu  komodę, a naprzeciwko niej brązową szafę. Obok niej stało biurko, na którym przewalało się mnóstwo dokumentów. Podeszłam do nich i zaczęłam je powoli przeglądać. Jedno z nich mnie bardzo zaciekawiło, był to akt urodzenia. Zaczęłam mówić na głos.
-Akt urodzenia Jessie Wesley. Kto to jest? Nikogo takiego nie znam,  ale wychodzi na to, że jest w moim wieku.- zaczęłam myśleć nad tym co przed chwilą przeczytałam, jednak w głowie miałam kompletną pustkę. Postanowiłam spytać o to moich rodziców gdy przyjadą. Po godzinie sprzątania skończyłam i usłyszałam dźwięk dzwoniącego telefonu. Wyjęłam mojego czarnego iPhona z prawej kieszeni spodni i odczytałam napis…
 
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Trochę było trudno przystosować się do 1 osoby, ale jakoś dałam radę. Rozdział mi się w ogóle nie podoba, taki jakiś ,,dziwny".  Może słyszałyście o tych Niemkach, co powiedziały o nas? Ja jakbym była na tym koncercie to bym je udusiła! Jak myślicie kto dzwonił? Następny powinien pojawić się za tydzień. Komentujcie:)
 


piątek, 3 maja 2013

Rozdział 5


,,Tylko w miłości człowiek może

stać się człowiekiem”-P. Bosmans

 

Mała, siedmioletnia dziewczynka otworzyła powoli oczy. Od razu poczuła silny ból, całego ciała. Chciała dotknąć ręką swojego czoła, jednak uniemożliwiała jej to kroplówka wbita do cienkiej, fioletowej żyły. Rozejrzała się dokoła i zobaczyła, że jest w sterylnym, białym pomieszczeniu, a w powietrzu roznosił się nieprzyjemny zapach. Dziewczynka chciała sobie przypomnieć z jakiej racji tutaj jest, jednak w głowie miała kompletną pustkę. Spojrzała na aparaturę, stojącą obok niej, która cały czas pikała, co doprowadzało ją do szewskiej pasji. Widniała na niej linia, która podnosiła się do góry i opadała. Nie było nikogo w sali, oprócz małej, bezbronnej siedmiolatki. Nagle drzwi się otworzyły i do sali wszedł starszy pan z brodą, okularami oraz w białym fartuchu. Podszedł do dziewczynki i uśmiechnął się przyjaźnie. Pokazał dwa palce i spytał dziewczynki miłym głosem.
-Ile palców widzisz?-siedmiolatka zamyśliła się chwile, jednak w głowie miała kompletną pustkę.
-Nie wiem.-odpowiedziała cicho. Mężczyzna zmarszczył brwi i pomyślał chwilę. Wydobył z siebie tylko cichy pomruk niezadowolenia. Wyjął z kieszeni notes oraz długopis, podszedł do aparatury i zaczął coś wypisywać. Dziewczynka przyglądała się wszystkiemu z otwartą buzią. Bała się jednak zapytać, co ona tutaj robi. Mężczyzna po chwili cicho wyszedł. Siedmiolatka spojrzała na biały sufit i zamyśliła się chwilę. Ktoś nagle, szybkim szarpnięcie, białych, szklanych drzwi wpadł do sali. Dziewczynka, aż podskoczyła i skierowała głowę w kierunku dochodzącego dźwięku. Zauważyła parę bardzo młodych osób. Kobieta podbiegła szybko do jej łóżka.
-Jak dobrze, że się wybudziłaś!-krzyknęła i zaczęła mocno przytulać dziewczynkę. Siedmiolatka nie znała tej pary osób stojących przy niej. Cicho i niezdecydowanie spytała.
-A kim wy jesteście?

 
 
Julie szybko otworzyła oczy i westchnęła cicho. Przyśnił jej się inny sen niż dotychczas, jednak ta sama mała, niebieskooka dziewczynka z włosami związanymi w dwa warkoczyki. Nie wiedziała jak ma to rozumieć. Czemu ta sama osoba jej się śni, a do tego nigdy w swoim życiu jej nie widziała na oczy? To było trochę, nie mówiąc bardzo dziwne. Brązowowłosa postanowiła dzisiaj długo nie leżeć w łóżku. Szybko podniosła się, jednak od razu pożałowała tego bo cały świat przed jej oczami zaczął wirować z niewyobrażalną prędkością. Powoli usiadła z powrotem na łóżku i skierowała swoją głowę do dołu, aby nie zemdleć. Niebieskooką od pewnego czasu coraz częściej spotykają takie zawroty głowy. Dziewczyna w ogóle się tym nie martwi, myśli że to zupełnie normalne, jednak tak nie jest. Po paru minutach Julie poczuła się już znacznie lepiej i powoli wstała. Podeszła do okna i zauważyła ciemne chmury na niebie, z których dużymi kroplami spadał na ziemię zimny deszcz, a na ulicach wiele kałuż. Nie zdziwiła się, bo taka pogoda była prawie zawsze na porządku dziennym. ,,Piękny, marcowy poranek”- pomyślała i zaśmiała się cicho pod nosem. Po chwili podeszła do dużej szafy i wybrała strój na dzisiaj. Udała się powolnym krokiem do swojej marmurowej łazienki. Podeszła do umywalki i przemyła twarz zimną wodą. Nałożyła na swoją szczoteczkę trochę pasty i dokładnie wyszczotkowała zęby. Ubrała wcześniej wybrany strój czyli miętowy sweter, converse w tym samym kolorze, ciemne rurki i kilka dodatków. Sięgnęła po szczotkę i dokładnie wyczesała swoje długie, brązowe włosy, po czym związała je w niestarannego koka. Nałożyła na swoją twarz trochę podkładu, a rzęsy przeciągnęła parę razy tuszem. Wyszła z łazienki i zeszła schodami na dół do kuchni. Wtedy przypomniała sobie, że miała dzisiaj przyjść do niej córka znajomych jej rodziców. Od razu jej dobry humor pogorszył się. Podeszła do szafki, wyjęła białą miseczkę, kukurydziane płatki, a z lodówki wyciągnęła mleko. Po paru minutach zjadła i włożyła miseczkę do zmywarki. Gdy chciała iść do salonu usłyszała dzwonek do drzwi. Wolnym krokiem podeszła i otworzyła je. Zobaczyła tam średniego wzrostu, całą przemokniętą choć uśmiechniętą blondynkę z dużymi, szmaragdowymi oczami. Wydawała się na przyjazną osobę. Julie mimowolnie odwzajemniła uśmiech.
-Hej, wchodź do środka.-powiedziała brązowowłosa i przepuściła ją w progu.
 Blondynka posłusznie weszła i zdjęła przemoczoną kurtkę oraz buty.
-Cześć, jestem Lucy Smith- powiedziała miłym głosem.
-Julie Brown, wchodź dalej.-odpowiedziała. Spodziewała się jakieś pustej laluni jednak Lucy nie wyglądała na taką.
-Może napijesz się czegoś? Kawy, herbaty lub coś zimnego?-spytała brązowowłosa
-Bardzo chętnie, może herbatę bo trochę zimno na dworze, a za kawą nie przepadam.-odpowiedziała i uśmiechnęła się mile, na co Julie kiwnęła głową i poszła do kuchni. Wyjęła dwa kubki, włożyła do nich torebki malinowej herbaty i zalała wrzątkiem. Wzięła je uważnie i zaniosła do salonu.
-Proszę.-postawiła kubek i usiadła naprzeciwko dziewczyny.
-Dzięki. Wiem, że pewnie będziesz mnie teraz spostrzegać jako głupią lalunię, której rodzice kazali tutaj przyjść, ale taka nie jestem.
-Nie spostrzegam cię  tak.
-A to dobrze może poznamy się bardziej? Masz jakieś zainteresowania?-spytała
-Tak, gram na gitarze i lubię fotografię, oraz malować, a czasami poczytać książki a ty?
-Ja jak byłam mała, zawsze chciałam założyć schronisko dla zwierząt, ponieważ kocham wszystkie czworonogi, jednak teraz strasznie interesuje mnie moda i gram trochę na fortepianie. Lubię czasami, także coś ugotować, choć nie odpowiadam czy będzie to zjadliwe.-odpowiedziała i uśmiechnęła się popijając przy tym herbatę.
-Kiedyś chciałam nauczyć się gry na fortepianie, ale może z barku czasu nic z tego nie wyszło, a moje zdolności kulinarne dają dużo do myślenia.-blondynka spojrzała uważnie na dziewczynę
-Jeśli byś chciała mogłabym cię nauczyć gry na fortepianie.
-Tak? To bardzo chętnie.-powiedziała Julie i uśmiechnęła się mile. Niebieskooka odwróciła głowę i spojrzała na okno. Pogoda cały czas się nie poprawiała, a krople coraz częściej i głośniej odbijały się o szybę.
-Może ja już się będę zbierać?-spytała niepewnie blondynka
-Nie wypuszczę cię w taką pogodę. Co powiesz na to abyśmy obejrzały film?-spytała mile. Lucy od razu uśmiechnęła się i przytaknęła na znak, że się zgadza.
-Świetnie, to co wybierasz: komedię, horror, dramat czy może…
-Proszę tylko nie jakieś romansidło. Od pewnego czasu nie wierzę w miłość i od oglądania takiego czegoś mam ochotę rzygać tęczą.-powiedziała blondynka
-Tak szczerze to ja też nie wierzę w miłość. Nawet moje motto brzmi: ,,Miłość, a w krasnoludki też wierzysz?”-powiedziała brązowowłosa, a Lucy zaśmiała się cicho.
-A co się kiedyś stało?-dodała Julie jednak w myślach skarciła siebie, za swoją ciekawość. Lucy momentalnie posmutniała i cicho powiedziała.
-Miesiąc temu miałam chłopaka, nazywał się Zack myślałam, że kocha mnie tak mocno jak ja jego, jednak myliłam się. Okazało się później, że jest gejem, a ja byłam tylko przykrywką przed jego kumplami. Najgorsze było to kiedy powiedział mi prosto w twarz śmiejąc się: ,,Myślałaś, że naprawdę Cię pokochałem. Jesteś taka naiwna!”. Nie chciałam go już znać, przez co zamknęłam się w swoim pokoju i przez 2 tygodnie nigdzie nie wychodziłam. Myślałam, że mnie pokochał, a on tylko zakpił z moich uczuć.-skończyła blondynka, a kilka samotnych łez zleciało po jej bladych policzkach. Julie przytuliła ją mocno.
-Nie warto płakać przez takich dupków, choć ja też nie byłam lepsza.-dodała brązowowłosa.
-A co się stało?-spytała blondynka
-Przeszło rok temu miałam chłopaka Matta, tak jak ty poza nim świata nie widziałam. Pewnego dnia umówiłam się z nim i moją byłą przyjaciółką do klubu. Gdy byłam na miejscu zobaczyłam ich całujących się. Przez to wbili mi wtedy dwa norze, jeden w serce, a drugi w plecy. Nie miałam ochoty ich już nigdy więcej widzieć, a szczególnie wtedy gdy byli parą, jednak ten związek nie przetrwał długo, a Coraline mnie znienawidziła. Wylałam wtedy hektolitry łez, jednak teraz zrozumiałam, że nie było warto.-powiedziała Julie, a blondynka cały czas uważnie jej słuchała.
-Czekaj ona miała na imię Caroline?-spytała
-Tak, nienawidzę jej.-dodała Julie
-Ja też dużo razy się ze mnie wyśmiewa. Po tym co usłyszałam od ciebie mogę stwierdzić, że lepiej być już starą panną.-powiedziała Lucy, a obie wybuchły głośnym śmiechem.
-Ok, to co wybieramy?
-Nie wiem, może komedię, aby jeszcze bardziej poprawić sobie humor?-spytała Lucy
-Ok, to ty wybierz jakąś a ja pójdę po popcorn.- powiedziała Julie i poszła do kuchni. Wyjęła dwie miski z szafki i nasypała do niej popcornu. Wzięła je ostrożnie i zaniosła do salonu.
-Już wybrałaś jakiś film?-spytała blondynki, a ona kiwnęła na znak, że tak i wróciła na sofę. Po chwili obraz się już pojawił i brązowowłosa odczytała tytuł.
-,,American Pie” naprawdę? Nie mogłaś niczego innego? Przecież to jest tak zboczony film.-powiedziała udając załamaną Julie.
-No co chcesz, niczego innego, ciekawszego nie miałaś, więc patrz.-dodała Lucy. Brązowowłosa nie chciała się już kłócić, jednak z każdą minutą chciała jeszcze bardziej wyłączyć ten film.
-Patrz, teraz będzie Suchartime.- powiedziała Lucy i obie wybuchły głośnym śmiechem.
 -Mogę to wyłączyć?-spytała błagając Julie.
-Ok, niech ci już będzie.-gdy brązowowłosa usłyszała te słowa szybko wyłączyła film i przełączyła na jakiś kanał z muzyką.
-Ooo Ed’a dali. Wreszcie!-powiedziała Lucy uśmiechając się i słuchając uważnie piosenki,, Give me love”.
-Ja też go lubię.-dodała brązowowłosa i zaczęła także słuchać. Gdy piosenka się skończyła dziewczyna wzięła puste miski i zaniosła do kuchni. Gdy wkładała je do zmywarki usłyszała bardzo szybko wpadająca w ucho piosenkę.
-Kto to śpiewa?!-krzyknęła z kuchni.
-One Direction, nie znasz?!-spytała Lucy.
-Nie, czekaj zaraz zobaczę.-odpowiedziała Julie i udała się w stronę salonu. Gdy spojrzała na ekran telewizora zamarła.
,,Ta sama twarz,
Te same oczy,
Te same włosy,
Ten sam głos.
Przecież, to Niall!”
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
 
Witam Was moje kochane, wiem rozdział nie pojawiał się bardzo długo przez co przepraszam. Teraz powinno być już wszystko w porządku. Poznaliście nową bohaterkę Lucy, będzie pojawiać się tutaj bardzo często. Jeśli nie pamiętacie jej to jest w bohaterach:). Zapraszam do nowych zakładek. Dziękuję za tyle wyświetleń i komentarzy. Jesteście niesamowici! Mam do was pytanie: Chcecie abym pisała cały czas w 3 osobie czy w może w 1? Czekam na szczere odpowiedzi. Mam nadzieję, że chociaż Wam się spodobał, bo mi wcale. Następny powinien się pojawić za tydzień. Proszę, aby każdy kto tu jest skomentował:)

 

środa, 1 maja 2013

Siemka:)

 
(Proszę przeczytaj to) 
Witam Was moje Kochane! Wiem zawiesiłam tego bloga, ale leżąc teraz w łóżku strasznie przeziębiona  z gorączką uświadomiłam sobie, że nie mogłabym porzucić tej historii. Brakowałoby mi jej strasznie. Dlatego mogę kontynuować opowiadanie ,,Forever and always" jeśli chcecie. Wiem, że teraz pomyślicie sobie, że jestem strasznie nienormalna, bo raz zawieszam bloga, a później chce go pisać nadal. Niestety taka już jestem i się nie zmienię:). Dziękuje także za przeszło 1600 wejść! Jesteście niesamowite! Nie wiem czy jeszcze ktoś będzie tutaj wchodził dlatego jedna zasada
8 KOMENTARZY=Następny rozdział.
A więc do pracy i mam nadzieję, że do zobaczenia.