Czas i miejsce
akcji: 30 września- 24 grudnia 2013 roku, Londyn
Bohaterowie: Alice
Smith , Liam Payne, James Brown
Opis: Alice i Liam
są przyjaciółmi już od dziecięcych lat.
Dziewczyna od pewnego czasu czuje do chłopaka coś więcej, jednak nie wie
jak mu to powiedzieć. Czy kiedyś będą
razem? Jakie wydarzenie ich ze sobą połączy?
-To ja już
chyba będę iść.- powiedziała niepewnie Alice, stojąc w progu solidnych drzwi
spuszczając głowę i patrząc na swoje czerwone Vansy. Prawie codziennie
spotykała się z Liamem, ale byli przyjaciółmi, tylko. Blondynka już od dawna czuła do niego coś
więcej, jednak bała się powiedzieć mu o swoich uczuciach. Myślała że jej
najgorsze sny się spełnią i brunet ją wyśmieje.
-Tak, to
yyy… cześć.- powiedział niepewnie chłopak. Dziewczyna kiwnęła głową i
przytulili się na pożegnanie. Alice uwielbiała ten jego mocny uścisk i piękne
perfumy, którymi zawsze wypełniała swój nos. Odkleili się od siebie i blondynka
udała się w stronę furki. Idąc poczuła straszny ból z tyłu głowy i cały świat
przed jej oczami zaczął wirować z niewyobrażalną prędkością. Oczy jej
mimowolnie się zamknęły i upadając na twardą kostkę usłyszała tylko pytanie
bruneta.
-Alice, co
się dzieje?
~*~
Alice
otworzyła powoli oczy i zlustrowała pomieszczenie, w którym była. Bardzo dobrze
je znała był to salon bruneta gdzie uwielbiała przebywać. Podniosła powoli
głowę i poczuła straszny ból. Zobaczyła Liama z patrzącego na nią z troską.
-Co się
stało?- spytała cicho blondynka
-Gdy
odchodziłaś nagle zemdlałaś. Przestraszyłem się i zaniosłem cię do salonu.
Chwilę potem wybudziłaś się, ale i tak w tej chwili jedziemy do szpitala.-
powiedział swoim ,,ojcowskim” tonem.
-Ja
nigdzie nie jadę, bardzo dobrze się czuję. To było tylko zwykłe omdlenie.-
dodała Alice.
-Jedziemy
w tej chwili.- odpowiedział jej chłopak i wstał z brązowego fotela.
-Nie
wymądrzaj się, bo i tak jestem od ciebie o miesiąc starsza.- powiedziała dumnie
blondynka.
-Proszę
cię, nie chwal się już tym.- odpowiedział jej chłopak, który i tak był cały
czas przejęty tym wydarzeniem.
-No
dobrze, jak tak bardzo chcesz to jedźmy.- odpowiedziałam mu dziewczyna i
postanowiła wstać z sofy, jednak znowu wszystko przed jej oczami zaczęło się
kręcić. Chłopak podbiegł do niej i przytrzymał, aby się nie przewróciła.
-Już
dobrze, chodźmy.- powiedziała blondynka i powoli wstała, złapała jeszcze swój
czarny płaszcz i zarzuciła na siebie. Wyszli z domu, a twarz Alice od razu
otuliło zimne, oraz rześkie powietrze. Weszli do samochodu i chłopak odpalając
go ruszyli w stronę szpitala. Nad Londynem pojawiły się duże, ciemne chmury, z
których zaczął padać deszcz. Blondynka przyłożyła głowę do szyby i spoglądała
na dwie sunące krople po szybie, które wyglądały jakby się ścigały. Po paru
minutach byli już na miejscu, wyszli z samochodu i udali się w stronę szpitala.
Otworzyli duże, szklane drzwi i zobaczyli całkiem pustą poczekalnię, co raczej
było dużą rzadkością tutaj. Blondynka poczuła ten nieprzyjemny zapach, którego
tak bardzo nienawidziła. Szybkim krokiem podeszła do recepcji, gdzie stała
młoda dziewczyna, o dużych zielonych oczach i włosach związanymi w starannego
koka. Na sobie miała tradycyjny, biały fartuch pielęgniarek.
-Jak się
pani nazywa?- spytała wyciągając spod lady jedną kartę pacjenta.
-Alice
Smith.
-Poproszę
o dowód osobisty.- dodała dziewczyna i Alice zaczęła szukać go w swojej
torebce.
-Proszę.-
podała dowód pielęgniarce.
-Dobrze,
to proszę iść prosto i później w lewo do pokoju doktora, powinien być wolny.-
dodała spokojnie.
-Dziękuję.-
odpowiedziała jej Alice i razem z Liamem poszli w wcześniej powiedziane
miejsce.
-To ja
idę, a ty tutaj zaczekaj.- powiedziałablondynka, na co chłopak tylko kiwnął
głową, na znak, że się zgadza. Zapukała cicho do brązowych drzwi i powoli
weszła do środka. Ujrzała starszego mężczyznę około 40 lat, z bardzo widocznym
zarostem na twarzy o dużych, ciemnych oczach zza grubych okularów. Na głowie
można było dostrzec już liczną ilość siwych włosów. Mężczyzna podniósł głowę
znad sterty najróżniejszych dokumentów.
-Dzień
dobry.- przywitała się niebieskooka.
-Dzień
dobry lekarz James Brown , proszę usiąść.- powiedział starszy pan miłym głosem,
pokazując tym samym na białe krzesło. Dziewczyna posłusznie usiadła.
-Więc co
panią tutaj sprowadza?- spytał doktor.
-Dzisiaj
strasznie bolała mnie głowa od samego rana i gdy miałam już wracać od mojego
przyjaciela zemdlałam.- opowiedziała Alice, a starszy pan przyglądał jej się z
zaciekawieniem.
- A miała
pani takie dolegliwości kiedykolwiek jeszcze?- spytał.
-Czasami
miałam po prostu zwykłe zawroty głowy.- odpowiedziała mu niebieskooka.
-Bez badań
nic nie mogę stwierdzić, dlatego wyślę panią teraz na prześwietlenie czaszki.-
dodał lekarz i zaczął wypisywać skierowanie. Po chwili już skończył i wręczył
małą kartkę dziewczynie.
-Proszę
iść w lewo i do końca korytarza.- poinstruował blondynkę lekarz.
-Dobrze,
do widzenia. - odpowiedziała mu Alice i wyszła z gabinetu zamykając cicho
drzwi. Na poczekalni cały czas siedział Liam przez co Alice mimowolnie się
uśmiechnęła.
-I co się
stało?- spytał od razu
-Jeszcze
nie wiadomo mam iść na prześwietlenie. Chodźmy.- chłopak kiwnął głową na znak,
że się zgadza i poszli w wcześniej wyznaczone miejsce. Dziewczyna zapukała
cicho i weszła do środka. Podała skierowanie i zaczęła się przygotowywać do badania.
Po paru minutach było już po wszystkim, kazano jej wyjść na korytarz i czekać
na wyniki. Blondynka siedząc wraz z chłopakiem na niewygodnych krzesełkach
myślała o najróżniejszych rzeczach. Nagle z pokoju lekarzy, wyszedł wcześniej
wspomniany doktor z nie zbyt wesołym wyrazem twarzy.
-Panno
Alice zapraszam do gabinetu.- powiedział spokojnie lekarz. Blondynka wstała i
spojrzała kątem oka na chłopaka, który nerwowo się uśmiechał. Niebieskooka
weszła do gabinetu i usiadła na niewygodnym krzesełku. Mężczyzna zdjął okulary
i jeszcze raz przypatrzył się wynikom.
-Mam już
wyniki i muszę panią o czymś powiadomić.- powiedział lekarz poważnym tonem,
przez co na ciele blondynki pojawiły się ciarki.
-Proszę
mówić.- zachęciła go.
-Więc… Na
padaniach stwierdzono, że ma pani raka mózgu.- powiedział lekarz, a twarz Alice
mimowolnie była już zalana słonymi łzami. Dobrze pamiętała ten dzień, gdy jej
mama umarła właśnie na tą chorobę. Siedziała przy niej na łóżku, trzymając za
rękę i po prostu patrząc jak umiera. Nie mogła wtedy nic zrobić, choć tak
bardzo prosiła wszystkich lekarzy, aby cały czas reanimowali jej mamę.
-Ale… Jest
jeszcze jakaś pomoc dla mnie?- spytała cicho blondynka. Mężczyzna zastanowił
się chwilę.
-Stadium
choroby jest już dosyć zaawansowane jednak istnieje pewna metoda. Nie
przeprowadzaliśmy jej jeszcze na nikim, więc jest dużo ryzyko. Polega ona na tym, aby uśpić
pacjenta na tydzień i wtedy przeprowadzić operację. W pani przypadku,
musielibyśmy zrobić to jak najprędzej najlepiej dzisiaj.- zakończył lekarz, ale
blondynka byłam już wcześniej pewna, że nie podda się chorobie i będzie walczyć
dla swojej nieżyjącej mamy.
-Dobrze, na wszystko się zgadzam.- odpowiedziała
pośpiesznie.
-Mamy
powiadomić pani rodziców?- spytał, a jedna, mała łza spłynęła po bladym
policzku dziewczyny. Wszystkie wspomnienia znowu wróciły z podwójną siłą.
-Moja mama
umarła rok temu na raka, a tata był policjantem, zabito go podczas strzelaniny.
Nawet go dokładnie nie pamiętam miałam tylko 3 lata.- powiedziała i otarła
swoją mokrą twarz rękawem białego swetra.
-Bardzo mi
przykro… Za chwilę panią położymy w jednej z sal. Do zobaczenia.-odpowiedział
lekarz, a dziewczyna udała się do drzwi. Jak miała teraz o wszystkim powiedzieć
Liamowi? Wyszła z Sali i poszła w stronę chłopaka. Gdy on zauważył jej
zapłakaną twarz szybko podbiegł do niej.
-Alice, co
się stało?- spytał. Dziewczyna wzięła głęboki wdech.
-Wykryto u
mnie raka mózgu i teraz lekarze mnie uśpią na tydzień aby przeprowadzić
operację. Wiesz czego się cholernie boję? Że już nigdy nie otworzę swych oczu.-
powiedziała blondynka i rozpłakała się. Chłopak objął ją i mocno przytulił.
-Wybudzisz
się zobaczysz. Będę tutaj na ciebie czekać. Jeszcze nie raz na mnie
nakrzyczysz.- odpowiedział, a dziewczyna lekko się zaśmiała. Właśnie w tej chwili
podeszła do nich młoda pielęgniarka.
-Przepraszam,
pani Alice Smith?- spytała. Blondynka kiwnęła głową.
-Zaprowadzę
panią do sali, przebierze się i przygotuję do zabiegu.- odpowiedziała cicho.
-Idź, za
chwilę do ciebie przyjdę.- dodał Liam, na co niebieskooka kiwnęła głową.
Podążyła posłusznie za pielęgniarką do sali 212. Przebrała się za parawanem w
zwykły, biały fartuch. Następnie położyła się na niewygodnym, szpitalnym łóżku.
Właśnie w tej chwili usłyszała zgrzyt otwierających się drzwi. Podniosła głowę
i zobaczyła Liama próbującego się uśmiechać. Chłopak usiadł obok niej na białym
krześle.
-Bo… Ja
już mogę się nigdy nie obudzić. Chcę abyś wiedział, że… tylko na tobie mogę
polegać.- powiedziała cicho blondynka jednak w myślach mocno się skarciła. Tak
bardzo chciała mu powiedzieć, że go kocha jednak bała się odrzucenia. Teraz
jest na wszystko za późno, być może już nigdy nie otworzy swych oczu.
-Nawet tak
nie mów, że się nie wybudzisz. Pamiętaj czekam tutaj na ciebie.- dodał chłopak.
Właśnie w tej chwili do sali wszedł lekarz i młoda pielęgniarka.
-I jak się
pani czuje?- spytał mile.
-Dobrze.
Tylko trochę się boję, że się nie wybudzę.- odpowiedziała cicho blondynka.
-Trzeba
być dobrej myśli. Teraz podamy pani środek usypiający.- dodał lekarz i do kroplówki dziewczyny
podeszła pielęgniarka. Podała środek usypiający, który już po chwili przedostał
się do jej organizmu wraz z krwią wnikając do nawet najmniejszych komórek
ciała. Głosy już prawie nie docierały do niej, a oczy robiły się coraz cięższe.
Oszczętkami sił wyszeptała.
-Liam,
kocham cię.- i zamknęła oczy z nadzieją, że kiedyś je jeszcze otworzy.
*Perspektywa Liama (narracja 1
osobowa)*
Usłyszałem
jej głos i szybko odwróciłem głowę. To niemożliwe jak zwykłe, dwa słowa
potrafią uszczęśliwić. Już nie mogę się doczekać, aby powiedzieć jej, że także
ją kocham. Tak bardzo chciałbym znów ujrzeć te piękne, niebieskie tęczówki.
Teraz jedyne co mogę robić to prosić Boga, aby się wybudziła.
*2 tygodnie później, perspektywa
Liama*
Alice,
nadal się nie wybudziła. Operacja niby przebiegła pomyślnie, jednak ona powinna
otworzyć swoje oczy już tydzień temu. Lekarze załamują ręce i myślą o
najgorszym. Ja cały czas przesiaduję obok łóżka, trzymając jej kruchą rękę i
czekając na jakikolwiek znak. Moje codzienne dni wyglądają tak samo. Wstaję
rano, przyjeżdżam do szpitala, i siedzę tak do końca odwiedzin czyli 22. Bardzo
trudno jest mi się pożegnać z Alice. Boję się najgorszego… Nie! Nie mogę mówić
tak jakby ona już nie żyła! Przecież cały czas oddycha, serce choć nie równo
bije i czuję jej ciepłe ciało. Moje życie bez niej straciłoby jakikolwiek sens.
Popełniłbym samobójstwo, nie mógłbym żyć z tak wielkim bólem, oraz pustką w sercu.
Właśnie teraz dobiegł mnie okropny pisk wszystkich aparatur. Spojrzałem na jej
twarz, która zaczęła sinieć. Nie mogłem pozwolić jej odejść, nie teraz…
-Alice,
nie zostawiaj mnie!- krzyknąłem choć i tak się to na nic nie zdało. Do sali
wbiegł tłum zdenerwowanych lekarzy.
-Migotanie
komór, szybko reanimujemy!- krzyknął jeden z nich. Nie mogłem na to patrzeć jak
moja ukochana odchodzi.
-Ratujcie
ją!- krzyknąłem. Podeszła do mnie młoda pielęgniarka.
-Proszę
stąd wyjść.- powiedziała. Wyszedłem z sali i udałem się w stronę wyjścia. Moje
życie straciło jakikolwiek sens. Nie mam dla kogo oddychać, a serce bić.
*2 dni później, perspektywa Alice*
Otworzyłam
powoli oczy i od razu tego pożałowałam. Poczułam przeszywający ból w skroniach.
Rozejrzałam się dookoła i dopiero wtedy uświadomiłam sobie, że znajduję się w
szpitali. Byłam zawiedzona, że przy mnie nie siedział Liam. Chciałam go tak bardzo
zobaczyć, przytulić! Właśnie w tej chwili do sali wszedł lekarz.
-Dzień
dobry, jak się pani czuje?- spytał.
-Yyy…
Dobrze, a może mi pan powiedzieć co się w międzyczasie działo?- spytałam, a
lekarz kiwnął głową.
-Spała
pani prawie miesiąc. Wiem, że powinna się pani wybudzić po tygodniu, jednak
nastąpiły pewne komplikacje. Najgorsze było to, że po 2 tygodniach prawie pani
od nas odeszła. Przeprowadziliśmy długą reanimację i na szczęście się udało.-
wytłumaczył lekarz. Byłam już tak blisko śmierci, najwidoczniej to jeszcze nie
mój czas. Spojrzałam na okno i zauważyłam drzewa całe pokryte białym puchem.
Jakie to dziwne uczucie zasnąć w deszczową jesień, a wybudzić w mroźną zimę.
-Mam
jeszcze jedno pytanie. Nie wie pan gdzie jest Liam?.- spytałam. Lekarz zamyślił
się chwilę.
-Ten
chłopak co tutaj przesiadywał?- spytał.
-Tak.-
odpowiedziałam szybko.
-Ostatni
raz widziałem go w czasie reanimacji, później się już nie pojawił.-
odpowiedział, a ja zaczęłam się strasznie martwić. Jeśli on myśli, że ja już
nie żyję?! Nie… muszę jak najszybciej stąd wyjść.
-Panie
doktorze, kiedy mogę wyjść ze szpitala?-spytałam szybko.
-Jeśli
pani tak bardzo zależy, jutro będzie już można obchodzić święta w domu.-
powiedział mile, a ja kiwnęłam głową. Już jutro 24 grudnia… Nie przepadam za
świętami, szczególnie przez brak moich rodziców.
-To ja już
idę. Proszę się wyspać.- dodał lekarz i wyszedł. Ułożyłam się wygodnie i
zasnęłam z nadzieją, że już jutro spotkam Liama.
Obudziły
mnie kroki pewnej osoby przebywającej w mojej sali. Otworzyłam oczy i ujrzałam
uśmiechniętą pielęgniarkę. Spojrzałam na moją prawą rękę i dostrzegłam, że
znikła już kroplówka.
-Dzień
dobry.- powiedziałam cicho.
-Dzień
dobry, mam już pani wypis, oraz życzę wesołych świąt.- dodała i podała mi
kartkę. Kiwnęłam głową, na co ona cicho wyszła z sali. Powoli wstałam i
nałożyłam na siebie ubrania, które pewnie dawniej przyniósł mi Liam. Co ja bym
bez niego zrobiła… Ogarnęłam trochę swoją twarz i wyszłam z sali. Jakie to
piękne uczucie, że wychodząc ze szpitala jestem już całkowicie zdrowa.
Otworzyłam wyjściowe drzwi i moją twarz owiał zimny wiatr. Postanowiłam przejść
się do domu pieszo i zobaczyć jak zmienił się Londyn w czasie zimy. Podczas
spaceru widziałam te wszystkie szczęśliwe osoby ze swoimi rodzinami.
Uśmiechnięte dzieci czekające na swe prezenty od rodziców. Tak bardzo brakuje
mi moich rodziców. Chciałabym mieć z kim przeżyć prawdziwe święta, jednak
zazwyczaj siedzę sama przy stole słuchając jakiś smętnych kolęd. Już wiele razy
myślałam nad samobójstwem, jednak jedna osoba mnie od tego odciągała. Liam.
Przyspieszyłam kroku, aby szybciej zobaczyć chłopaka. Tamiza- piękna, choć nie
zamarznięta przez wysokie mrozy. Tylko gdzieniegdzie pływały niewielkie skry
lodu. Podeszłam bliżej i zauważyłam wiele wozów strażackich, policyjnych oraz
karetek. Podbiegłam, byłam przestraszona kto chciałby zabić się w święta?
Zobaczyłam płacząca kobietę odwróconą do mnie plecami. Gdy ujrzałam jej twarz
doznałam szoku. Była to mama Liama. Nie… to nie może być prawda!
-Co się
stało?- spytałam szybko. Kobieta otarła cały potok łez spływających po jej
policzku.
-Liam…
Liam on skoczył do wody i nie żyje.- powiedziała kobieta i wybuchła rzewnym
płaczem. To nie mogła być prawda! Po moich policzkach zaczęły płynąć słone łzy
na samą myśl, że go już nie ma. Moje życie straciło już jakikolwiek sen…
Obiecywał, że będzie na mnie tutaj czekać. Gdyby nie moja choroba, wszystko
byłoby dobrze… Nie mam już dla kogo żyć. Szybko podbiegłam do barierki i
stanęłam na niej.
-Proszę,
powoli zejść.- dobiegł mnie głos strażaka. Jeden, mały krok i byłam pewna, że
za chwile spotkam mojego ukochanego w nowym, lepszym świecie.
----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Nie wiem czy pisać jeszcze jakieś One Shoty, to zależy tylko od was więc piszcie w komentarzach. One Shot powinien się pojawić wcześniej jednak gdy pisałam go przedwczoraj nagle mi się laptop zawiesił, wyłączył i wszystko zostało utracone... Musiałam pisać od nowa. Co do rozdziału powinien się pojawić w niedzielę, bo jutro raczej się nie wyrobię. Więc to na tyle, komentujcie.